poniedziałek, 13 czerwca 2022

I znowu przyszedł maj cz. V

 W dniu Konstytucji pogoda przywitała nas wspaniała, więc jeszcze przed śniadaniem W. zarządził spacer po włościach czyli przez bramę zadnią aż do rowu melioracyjnego na granicy działki. Nie byliśmy tam ładnych kilka lat, głównie z powodu braku potrzeby, aby tam chodzić, a poza tym aż do czasu wymiany desek na stodole, brama była zamknięta na kłódkę, do której prawdopodobnie zginął klucz. Teraz brama była zamknięta na drut, zatem przeszliśmy sobie spokojnie, w strojach dość osobliwych: ja w piżamie, W. w samych gaciach. Z uwagi na bliskość kościoła, mogliśmy w dzisiejszych czasach zostać wrzuceniu do tiurmy za obrazę uczuć religijnych. Było co prawda w okolicy 6.00, ale kto wie czy trójki parafialne nie czają się gdzieś w krzakach nawet o tej porze?

Obejrzałam sobie okolicę i uznałam, że to fajna miejscówka być może do astrofotografii, co postanowiłam sprawdzić przy najbliższej okazji.

Wróciliśmy na śniadanie, już nawet nie wspominam z jakim ono było dodatkiem.

Następnie postanowiłam odbyć spacer z kamerą, czego skutki poniżej udostępniam.



jako bonus dwa zdjęcia wnętrza stodoły :D



Z uwagi na święto, a co za tym idzie niepisany zakaz pracy rzucającej się w oczy i uszy, zabrałam się za jakąś kosmetykę tu i ówdzie w ogrodzie. Wywaliłam resztę wiórków rogowych pod róże. Napoczęta torba przyjechała z miasta, podobnie jak worek z obornikiem czy kurzakiem granulowanym. Posprzątałam z materii organicznej ścieżkę ceglaną, wciąż przykrytą włókniną, ale W. nie usunął jej na początku, a teraz twierdził, że na dwa dni to już się nie opłaca. 

W. nadciągnął ze stanowczym życzeniem wskazania miejsca dla róży Babiccina vonava, która przyjechała z nami, a która rosła tu wcześniej kilka lat pod płotem SNa, ale nie wiodło jej się wybitnie. Po chwilowej dyskusji uznałam, że najlepiej będzie posadzić ją przy tej jabłonce, którą opitolili energetycy. Jest to róża pnąca, więc to niewysokie drzewko będzie stanowić naturalną podporę. W. zaczął zatem dziabać dół, a ja dłubiąc po drugiej stronie drzewa w stosie wywalonych chwastów odkryłam różę sadzoną chyba zimą tj. Williama Baffina, który z kolei dwa sezony marniał w donicy w mieście i w końcu doczekał się miejscówki. 

No w sumie fajnie, będą dwie róże na drzewie, o ile zechcą tu rosnąć. 

Dłubiąc przy sadzeniu konstatujemy po raz kolejny, że ogród dojrzał na tyle, że nie trzeba już się tak rzucać na pielenie i wracać wieczorem na czworakach. Teraz spora część pracy to koszenie. Regularnie się nie uda z uwagi na nieprzewidywalność naszych przyjazdów, ale przynajmniej z tym sprzętem, który mamy, dajemy radę. 

W. udał się jeszcze na front, gdzie kontynuował walkę z mleczami. Ja starałam się odchwaścić irysy wzdłuż ścieżki. Kępki irysów niskich są do przesadzenia, ponieważ nie ma szans żeby wygrały z napierającym perzem, który mimo moich zabiegów odrasta jak hydra.

No i kilka fotek 








Nie mając możliwość dokończenia koszenia, wróciłam do domu, ogarnęłam kuchnię jak raz na przyjście W. z naręczem podagrycznika, który z kolei został ugotowany w żurku, co dało smak podobny do zupy szczawiowej, tyle że bez zgubnych dla zdrowia szczawianów. 

Reszta dnia upłynęła na polegiwaniu, szwendaniu się i innych czynnościach, które każdy z nas wykonuje w życiu domowym. Odszukałam wieszaki i haczyki, które zamierzaliśmy następnego dnia umieścić w stosownych miejscach w kuchni i łazience.

A następny dzień w formie c.d. już wkrótce n.



2 komentarze:

  1. Dzięki za filmik. Stodoła wygląda bardzo znajomo, praktycznie identyczna jak u mojej babci na lubelskiej wsi. Kiedyś nawet spałam w niej latem na sianie. Ta mniejsza wisienka piłkowana, o przewisającym pokroju to będzie 'Kiku-shidare-zakura'. Poznaję, bo też mamy u siebie.
    [Daria]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dario, tu chyba wszystkie stodoły podobne do siebie. A wisienka rzeczywiście może być ta, bo była w zestawie. Wszystkie fajnie rosną, choć obawiałam się, że może klimat im nie sprzyjać.

      Usuń