Spałam całkiem nieźle zważywszy na nowe otoczenie. W, zadzwonił, że dotarł i że wkrótce jedzie w kierunku województwa wielkopolskiego. W RL zapowiadali opady deszczu, zatem po kawce ruszyłam raźno do ogrodu, chcąc wykorzystać ciepłe przedpołudnie. Jak co roku zaczęłam odbadylanie wokół domu, tak żeby w najbliższym obejściu było już w miarę. Uprzątnęłam rabaty pod oknem, a potem dalej frontowe. Ziemia była wilgotna i przyjemna w dotyku. Sporo roślin już wylazło, krokusy i przebiśniegi przekwitły. Obcięłam odrosty u trzmieliny, zanotowałam że wykopany przez W. nawrot jednak tu i ówdzie odbijał. Niestety budleje wyglądały na trupy.
Podczas monotonnej pracy podśpiewywałam sobie coś tam pod nosem i nie zauważyłam, że weszła Bożenka z młodsza wnuczką Laurą. Pogadałyśmy chwilę, Bożenka zadeklarowała, że jak coś trzeba to mam mówić, bo codziennie ktoś jest w Wisznicach i może jakieś zakupy zrobić. Zaczęło padać, więc pożegnałyśmy się. Weszłam do domu i okazało się, że jest już 13.00! Odgrzałam przywieziony z miasta żurek, następnie wykąpałam się, nakarmiłam tłumnie przybyłe koty tambylcze i z uczuciem dobrze wykorzystanego czasu walnęłam się do łóżka z książką.
Po jakimś czasie zapukała Bożenka, umownie zapukała, bo Bożenka od progu woła ale nie puka. Przyniosła ciasto i z okrzykiem "O, jak czysto!" usiadła przy kuchennym stole. Zrobiłam kawę, Bożenka wspomniała kawę, którą dostała od nas wśród prezentów świąteczno-noworocznych. Stwierdziła, że miała taki orzechowy posmak. No tak, bo była aromatyzowana. Największy news jaki Bożenka przyniosła to to, że progenitura SN chce się tu przeprowadzać, ponieważ właściciel stancji, gdzie teraz mieszka z mężem ma zamiar sprzedać dom.
No i wyjaśnił się powód dewastacji lilaków. Planowany jest bowiem remont starej chaty SNa, czyli Domu Złego. No i tak. Nie powiem, żebym się ucieszyła. Nawet wręcz przeciwnie. Przyzwyczaiłam się, że za płotem nie ma już tego szkodnika i w ogóle nikogo nie ma. Jest cicho i spokojnie. A Bożenka wcale dobrego zdania o córeczce a zwłaszcza o zięciu SNa nie miała, wręcz stwierdziła, że była żona SN kiedyś ich pognała, bo zięciumio jakieś lewe interesy robił, czy po prostu kradł. No niezłe sąsiedztwo nam się zapowiada, z deszczu pod rynnę. Starałam się nie dramatyzować, ale różne myśli mi się kłębiły w głowie. Ciekawe co powie W. gdy się dowie.
Bożenka ponownie przypomniała, że jest i czuwa i jak co potrzeba to mam dać znać
Pokręciłam się po domu i rozpaliłam w piecu, ponieważ RL straszyło spadkiem temperatury do 3-4 stopni. Uspokojona widokiem płomieni i emanującego ciepła poszłam spać, aby przywitać kolejny c.d. w lepszym humorze
No, ten nawrot mieliśmy kiedyś od W. w formie sadzonki z przepowiednią na sukcesję terenu. I posadziłam go tuż przy tylnym wyjściu z domu, koło cisa, żeby mieć go na oku, bo u nas małe roślinki posadzone gdziekolwiek, znikają potem w trakcie sezonu w tej nacierającej dżungli. Rósł tak sobie, jakoś nie za bardzo przypadł mi do serca, a potem barwinek rzucił mu się na łeb i pochłonął pamięć po nim oraz wszelkie ślady istnienia. Jak zresztą wszystko inne na tej podcisowej rabacie. Cześć jego pamięci.
OdpowiedzUsuńKurczę, współczuję potencjalnego sąsiedztwa. Ale mam wrażenie, że można uciekać i na koniec świata, a i tam spotkamy jakiegoś beznadziejnego, głupiego i złego człowieka. Sami mamy taką rodzinkę za miedzą. Chociaż prawda o nich wychodziła na jaw stopniowo. Ale nie ma co się przejmować... Tylko mam ochotę rząd żywotników od ich strony posadzić. 😆
OdpowiedzUsuńDaria