wtorek, 13 października 2020

W kolorach października cz. I

Październik miesiącem oszczędzania, zatem oszczędzając wszystkim  kwiecistych wstępów, niniejszym informuję, że udało nam się zbiec na wieś na całe 3 dni. 

W piątek uzyskawszy zezwolenie kierownictwa na wcześniejsze oddalenie się z miejsca pracy, przed godziną 14.00 już siedziałam w aucie, w którym poza W., psami, kotem siedziały rośliny do posadzenia, w tym wykopana z byłego Arlington Big-Bang, róża która przerosła moje oczekiwania oraz przerosła mój ogród. Poza tym 20 worków z kompostem, który stanowił resztki zamówionych 15m3 tego towaru w kompostowni warszawskiej. Genialny kompost sprzedawany jest za grosze, zatem W. zaopatruje się w niego nagminnie i zużywa głównie do realizacji założeń miejskich. Tym razem kompostu przywieźli trochę za dużo, wywalony został pod oknami Ambasady Chińskiej (w mieście trudno o kawałek miejsca na hałdę ziemi) i z obawy o dobre stosunki bilateralne z Państwem Środka trzeba go było przetaczkować na miejsce, a resztkę poworkować i wywieźć. 

Ponadto z ładunku innego rodzaju mieliśmy trzy wielkie kartony wypakowane książkami, które zamierzaliśmy przekazać do biblioteki gminnej.

Pogoda była taka sobie, prognozy nienajlepsze, ale ja zgodnie z planem nie miałam zamiaru uskuteczniać żadnych prac ogrodniczych. Wiozłam dwie puszki farby do mebli i puszkę farby do podłogi łazienkowej. I mnóstwo zapału do odmiany anturażu łazienki właśnie.

Byliśmy nieco głodni, ja w robocie przegryzłam coś symbolicznie w przelocie, W. też nie miał czasu jeść.  Postanowiliśmy zatem zatrzymać się na posiłek po drodze. Jako miejsce międzylądowania wybraliśmy restaurację w dworku w Mościbrodach.  Tymczasem przebijaliśmy się w korku do wyjazdu z miasta, wreszcie dotarliśmy do kawałka A2 i z namaszczenie po raz pierwszy świadomie wjechaliśmy na najnowszy odcinek trasy, który w sierpniu pokonaliśmy w przeciwnym kierunku.  

Dotarliśmy do ronda za Siedlcami, skręciliśmy na Radzyń i już za chwilkę wjeżdżaliśmy na teren dworku, otoczonego terenem parkowym, ze stawami, gdzie są najprawdziwsze ryby. W. poszedł zorientować się w menu, a ja wzięłam burki na przechadzkę po parku. Kot spał martwym bykiem w transporterze. Wańka od razu radośnie wskoczyła do rzeczki, a raczej kanału łączącego dwa stawy. Z wyjściem już nie było tak różowo, bo brzeg stromy i grząski. Musiałam ostro się napocić, żeby ją wyciągnąć i sama nie wlecieć. Pies trochę wystraszony, a trochę zadowolony i cuchnący mułem stanowił obietnicę wrażeń zapachowych na czas dalszej podróży. 

W. wyszedł z lokalu z radosną wieścią, że psy są mile widziane. Nie zamierzaliśmy się jednakowoż pakować do środka, zajęliśmy jeden ze stoliczków na zewnątrz z widokiem na staw, pomost i młodą parę fotografowaną w różnych wdzięcznych pozach. Z menu wybrałam sandacza, W. coś tam bardziej mięsnego. Psy dostały michę z wodą.

Jedzenie było pyszne, na dobicie zjedliśmy po szarlotce na ciepło i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wszystkim serdecznie polecam to miejsce. Zarówno na szybki posiłek jak i na dłuższy pobyt, bo są tam także pokoje hotelowe.

Dotarliśmy już o szarówce na miejsce, po drodze zahaczając o Stokrotkę w Wisznicach. Zieloność i bujność w ogrodzie wskazywała na całkiem przyzwoite opady i brak kontroli nad roślinnością. W domu niestety już myszy zaznaczyły swoją obecność. Na szczęście ślady były łatwe do sprzątnięcia. Nie dostały się do kredensu kuchennego, za to w sieni frontowej były próby zbudowania gniazda.  W sieni wejściowej i w łazience znów stosiki trocin na podłodze, tym razem musimy spróbować załatwić tego kołatka zanim wpierniczy nam cały dom.

Rzuciłam się od razu do pieca, bo w domu panował chłodek. Rozpalić dało się bez problemu, ale po chwili zauważyłam, że dym wali na dom, a nie do komina. Wrzasnęłam przywołując W., który już łaził po ogrodzie i podziwiał jesienną jego odsłonę. W. pootwierał wszystkie szybry, co zaowocowało tym, że dym zaczął także walić w dół z okapu kuchennego. Ja zatem pootwierałam wszystkie okna, bo w domu zrobiło się szaro. Po chwili na szczęście zadziałały jakieś prawa fizyki i dym już szedł kominem. W. coś tam tłumaczył, że czasem robi się w przewodzie kominowym taki czop z ciepłego powietrza i nie puszcza dymu, dopóki się komin nie ogrzeje. No dobra, może i tak, ale wywietrzenie domu trochę czasu zajęło, a ja już myślałam, że nam się komin zatkał, albo o zgrozo, zawalił! . 

W. wypakował graty, rozpalił także pod kuchnią, bo dom zamierzaliśmy nagrzać porządnie od razu, a potem tylko dogrzewać. Ja zabrałam się za usuwanie mysich ekskrementów, kot pogalopował na zewnątrz. W. wkurzony, bo na werandzie nadal stały niezamontowane okna, a obiecane było dawno, że już będą na nasz przyjazd. Chyba był tak bardzo rozczarowany, bo chciał już pokazać mi werandę w całej okazałości, a tu guzik.

No ale same okna też wyglądały pięknie. Tu na zdjęciu szybki nachodzą na siebie, wiec kolory się mieszają. Pierwsze okno ma środek czerwony, po bokach dwie szybki zielone, jedną fioletową i jedną żółtą. Ale taki układ nie jest identyczny w każdym oknie, o nie!

Jeszcze będą fotki w kolejnych odcinkach, może lepiej zilustrują to ucieleśnione marzenie W.

W. wciąż szwendał się po ogrodzie, ja postanowiłam poczekać ze zwiedzaniem na światło słoneczne. Dorzucałam zatem do pieców, rozpakowywałam graty i jedzenie. Na dworze zmierzchało, W. zatem wygrzebał z samochodu czołówkę i dalej łaził po terenie.

Zwierzaki dostały jedzenie i wodę, w domu temperatura rosła.

Wreszcie W. zachwycony wrócił skwitowawszy ujrzane widoki " stworzyliśmy przepiękny ogród". No zasadniczo się zgadzam, choć czasem przeraża mnie jego nieuporządkowanie.

Zjedliśmy cebularze w ramach kolacji, W. położył się na kanapie z najnowszym zbiorem opowiadań Pawła Huelle i po chwili już chrapał, co nie jest żadnym przytykiem dla autora. Po prostu był zmordowany całym dniem, prowadzeniem auta i tak dalej.

Ja wyjrzałam na zewnątrz, gdzie już nad domem zawisło rozgwieżdżone niebo. Z niewielką domieszką chmur. Postanowiłam zatem udokumentować mój ulubiony motyw czyli Drogę Mleczną, zwaną w żargonie fotograficznym w pewnych kręgach  Mleczakiem lub Laktozą :-)

Przed domem cicho, ciemno, tu i tam jakieś szelesty. Zawsze to budzi taki dreszczyk niepokoju, człowiek ma zmysły wyostrzone i choć zajęty ustawianiem aparatu, statywu, kadrowaniem, troszkę tak nasłuchuje czy nie wyłowi w tym nocnym szepcie jakiegoś niepokojącego dźwięku. Zatem możecie sobie wyobrazić co poczułam, kiedy w tych ciemnościach nagle rozległ się metaliczny męski głos oznajmiający beznamiętnym tonem : SŁABA BATERIA..

Krew zastygła mi w żyłach, choć w ułamku sekundy uświadomiłam sobie, że głos dochodzi z samochodu i to co gada, to zestaw głośnomówiący. Doszłam do równowagi i cyknęłam kilka zdjąć.



 

Potem stanęłam na werandzie i patrząc w niebo, mimo braku konkretnego elementu w kadrze uwieczniłam ten niezmierzony Wszechświat iskrzący się niepoliczalną ilością gwiazd, jak iskrzył się nad dinozaurami i będzie iskrzył się jeszcze długo po tym, jak odejdę z tego padołu.



Wróciłam do domu i kiedy zmęczenie wzięło górę, poszłam do łazienki, a potem do łóżka, które jak zwykle stanowiło pomost pomiędzy teraźniejszością a c.d., który mimo zawieruchy koronawirusowej miał n. już niebawem.



 








13 komentarzy:

  1. Piękne niebo. Uwielbiam noce z dala od wielkich miast.
    No i czekam na c.d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, niebo tam jest wspaniałe. Niestety to była jedyna noc podczas tego pobytu z jako taka widocznością.

      Usuń
  2. Światełko na werandzie po zamontowaniu pięknych okien będzie cudowne. A niebo w Twoim obiektywie zachwyca i budzi wspomnienia.
    Też czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lusiu, to samo stwierdził W. :) Że przesączające się promienie słoneczne będą dawały magiczny efekt. Ciąg dalszy już wkrótce. Nie robiłam notatek, to muszę szybko pisać, żeby nie zapomnieć :D

      Usuń
    2. Ja czekam na stare- nowe mebelki :)

      Usuń
  3. Zawsze z podziwem oglądam Twoje nocne ujęcia...
    Też jestem ciekawa c.d. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo, w gruncie rzeczy nie jest to takie trudne z tym nocnym niebem. Podstawowe parametry to wysokie iso, długi czas naświetlania (ale z zachowaniem reguły 400 czyli czas nie dłuższy niż 400 podzielone przez długość ogniskowej obiektywu, aby zapobiec rozmazaniu gwiazd spowodowanemu ruchem obrotowym Ziemi).
      Oczywiście statyw i samowyzwalacz lub wężyk.
      Ostrość ustawiasz na jakiś jasny punkt na niebie, najlepiej na powiększeniu na podglądzie a nie w wizjerze. Noc powinna być bezksiężycowa.
      Przysłonę otwierasz maksymalnie.
      Bardziej zaawansowani używają prowadzenia paralaktycznego, które eliminuje rozmazanie gwiazd, ponieważ aparat wtedy podąża za ruchem gwiazd i długość naświetlania można dowolnie zwiększać, nawet do kilku minut. Ale ja nie mam.
      Fajnie jest wybrać taki kadr, gdzie poza niebem mamy jeszcze jakiś ciekawy element naziemny: ciekawe drzewo, budynek czy coś w tym rodzaju.

      Usuń
  4. Zdjęcia nocnego nieba zawsze wzbudzają nutkę wspomnień. Mogłabym patrzeć w tę przestrzeń i patrzeć...super. Rabata przed stodołą naprawdę udała się zapomniałam wcześniej napisać.
    A dziś jak otworzyłam Twojego bloga...krzyknęłam ALEŻ TAM PIĘKNIE JEST.
    Wyobrażam sobie werandę gdy słońce będzie wpadało przez kolorowe szybki...to będzie widok!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misiu, prawda że nocne niebo ma jakąś taką właściwość, że patrząc na nie mamy wrażenie unoszenia się lekko nad Ziemią? Rabata na rondzie AWR nareszcie odżyła po tych okresach zabójczej suszy. Co prawda klon Crimson Sentry nie przetrwał, a i kilka iglaków padło, no ale teraz jest już znacznie lepiej. Ciekawe kiedy te okna znajdą się na swoim miejscu... No a teraz W. zamówił witraże do wstawienia w drzwi... witraże z obrazkiem fasoli. Nie wiem, nie znam się. Ja bym wolała irysy.

      Usuń
  5. Jestem i ja, przeczytałam i lecem dalej /MaGorzatka/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ja Wam zazdroszczę tej werandy... (boryna)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozumiem zawiedzenie W., że okna nie na swoim miejscu i zaprezentować Ci nie mógł. Czekam z niecierpliwością :) O niebie, które zachwyca już napisały dziewczyny wszystko :)

    OdpowiedzUsuń