Póki co nie mam żadnych wieści na temat remontu, poza tym, że wszedł w fazę finalną, fuga na podłodze kuchennej strasznie się maże, więc podłoga jest myta już fafnasty raz, płytek wystarczy pewnie jeszcze i na łazienkę, jeśli kiedyś się za nią zabierzemy, impregnatu do płytek też jest nadmiar. Poza tym budowniczy okrętów Wiesio objawił się zakończywszy jakąś pracę gdzieś tam we świecie i zajmie się obróbką stolarską tego, co rzeczonej obróbki wymaga. W. udając się na wieś, zabrał ze sobą witraże, więc niewykluczone, że zadaniem Wiesia będzie także wprawienie ich w drzwi sypialniane.
Natomiast aby uporządkować historie kuchenne, opowiem pokrótce historię naszego pieca. Jest to oczywiście historia współczesna, ponieważ co się działo przed naszym nastaniem, tego nie wiemy.
Kuchnia połączona z piecem i przechodząca do salono-jadalni w postaci kaflowej ściany grzewczej stanowiła dla mnie od samego początku rzecz niezwykłą, mimo że z piecami kaflowymi jako takimi jestem obeznana, bo w domu warszawskim też takie posiadam. Ale ten rozbudowany system szybrów, wielość drzwiczek, które prowadziły do pieca chlebowego czy tzw. duchówki, która tak naprawdę chyba była piekarnikiem, kaflowy okap i jakaś dziwna wnęka z tyłu zasłonięta metalowa pokrywą robiły na mnie niemałe wrażenie.
Kuchnia była oczywiście stara i nosiła zarówno ślady użytkowania jak i ślady chałupniczych metod łatania, fugowania etc.
W dniu zakupu siedliska kuchnia został uruchomiona przez W. aby móc napić się herbaty i zjeść pierwszą w tym domu jajecznicę. W Radzyniu, gdzie załatwialiśmy formalności notarialne, na bazarku kupiliśmy czajnik, patelnię (która mamy do dziś), jaja i masło i ten pierwszy posiłek na nowych włościach smakował jak nic przedtem i nic potem.
12 listopada 2011r.
Oczywiście myśl o remoncie pieca kuchennego zakiełkowała we mnie praktycznie od razu, bo taka rzecz to zarazem użytkowe wyposażenie kuchni, ale i ozdoba nadająca klimat. Ale początki w siedlisku to przede wszystkim adaptacja starej komory-spiżarni na łazienkę, ocieplenie ścian i montaż nowej elewacji, prąd, kanalizacja i bieżąca woda. A potem w zasadzie większość czasu poświęciliśmy na ogród, więc remonty w domu były sporadyczne i wymuszone już konkretnymi potrzebami.
Jedno co zrobiliśmy to wymieniliśmy płyty kuchenne na nowe, co w sumie wizualnie niewiele dało, ponieważ nowe płyty, owszem srebrzysto-stalowe, stały się tak samo rdzawo-szare po kilku cyklach użytkowych. Oczywiście nie mieliśmy żadnych podstaw wiedzy na ten temat, więc zrobiliśmy na czuja.
W piecu chlebowym należało porządnie rozpalić, wygrzać komorę a następnie usunąć żar i wstawić potrawy.
W. namiętnie kupował kiełbasy z lokalnej masarni, która między innymi wytwarzała także produkt zarejestrowany jako regionalny i suszył wieszając nad płytą kuchenną.
Oczywiście to wszystko miało miejsce raczej w miesiącach chłodniejszych, ponieważ użytkowanie tej kuchni latem, szczególnie w upały było praktycznie niemożliwe, bo dom sam szybko zamieniał się w piekarnik skrzyżowany z sauną. A w celu umożliwienia sporządzania potraw ciepłych gospodarze w myśl starej tradycji zbudowali ongiś w oborze kuchnię letnią, która za naszych czasów już jednak nie nadawała się do użytku. Zamiast tego kupiliśmy grill i latem on stanowi dla nas zamiennik kuchni. Potem przybyła jeszcze mała kuchenka elektryczna dwupłytowa.
W międzyczasie wystarczył kontakt telefoniczny. A jadąc na majówkę w 2019r. mieliśmy w perspektywie obcowanie z całkiem nową kuchnią (i piecem) i musze przyznać, że efekt przerósł nasze oczekiwania
Elegancja nowej kuchni spowodowała to, że reszta pomieszczenia wydała się mi jeszcze bardziej paskudna i kostropata. Więc jeszcze mocniej zapragnęłam odmiany i gruntowny remont kuchni stał się motywem przewodnim moich myśli i wiercenia dziury w brzuchu W.. W. jednak był zajęty budową werandy, która z kolei była spełnieniem jego marzeń. No ale ostatecznie udało się, czego świadkami jesteście wszyscy, których tu na blogu z radością witam!
Zuziu wymiana pieca w kuchni to bardzo dobry pomysł, spowodował dalsze kroki w kierunku dalszych remontów.
OdpowiedzUsuńZachwyciły mnie miedziane rondle na jednej z fotografii, do czego je używacie ?
Domek po remoncie będzie prześlicznym letnim siedliskiem.
Życzę jak najwięcej wolnego czasu na delektowanie się urokami tego klimatycznego zakątka.
Jolu, dzięki! rondli używamy do gotowania :) W szczególności fajne są takie z kołnierzem, który pozwala na wpuszczenie dna przez otwór w płycie, dzięki czemu potrawy szybciej się gotują.
UsuńNo nie tylko letnim, ale całorocznym!
Wolny czas mnie przynajmniej chwilowo się skończył
Podglądam, nowa kuchnia no,no! trzeba będzie zobaczyć skoro starą widziałam, mam nadzieję że uda się.
OdpowiedzUsuńMoocno przytulam.
No musisz być Matką Chrzestną! Ściskamy!
UsuńUwielbiam takie techniczne wpisy :-DD. Kuchnia piękna. Zuzia, można zapytać, gdzie zakupiłaś tę książkę o podlaskich piecach?
OdpowiedzUsuńDorota
Wpis odpowiada żywotnemu zainteresowaniu niektórych czytelników :) A książkę zakupiłam w księgarni Architrend. Tytuł: „Piec i komin w tradycyjnym budownictwie ludowym Podlasia”
UsuńHa! W wersji papierowej niedostępna już, ale znalazłam PDF :-D
Usuńjakby ktoś chciał poczytać, jest na stronie ResearchGate Jarosława Szewczyka, autora.
Dorota
No cóż, to już elegancjafrancja!
OdpowiedzUsuń/MaGorzatka/
No taka francja prowincjonalna, ale ja lubię :)
UsuńKuchnia i piec udały się nadzwyczajnie. Ale najbardziej podziwiam błyskawiczny remont reszty domu. Odkryte drewno wygląda fantastycznie. Kroi się bardzo przytulaśne gniazdko:)
OdpowiedzUsuńKasiu, ja nie mogę wyjść ze zdumienia, choć ciągle nie widziałam na własne oczy jak to naprawdę wygląda. Oby było tak jak sobie wyobrażam!
UsuńBardzo lubię Twoje wpisy retrospekcyjne! Wzruszyłam się trochę, czytając o tej pierwszej jajecznicy.
OdpowiedzUsuńZdjęcia wypieków bardzo apetyczne. A u mojej babci (też wieś lubelska) piec prawie identyczny, jak na środkowym zdjęciu z książki.
Taki piec to serce domu, a Wasz jest tak pięknie odnowiony.
Dario, dzięki tym wpisom też sobie przypominam różne zdarzenia sprzed lat. Takie piece to rzecz charakterystyczna tego regionu. W książce piszą bez ogródek, że tutejsi zduni (zdunowie?) nie stosowali się do żadnych zasad budowy pieców uznawanych gdzie indziej, a mimo to piece działają :) I mam nadzieję, że nasz też będzie.
UsuńI tak karłowa kuchnia zainicjowała Wielki Remont. Cieszę się razem z Wami. I tylko marzyć, że w przyszłości, na emeryturze w odpicowane i zmodernizowanej chałupie zamieszkacie na stałe. Tego Wam życzę i trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńNo a czemu karłowa? Jedna z większych jakie widziałam :) Za jednym zamachem i brudzeniem zdecydowaliśmy się na odświeżenie wszystkich pomieszczeń, poza łazienką i mrówczanym. Jeśli los pozwoli, to może zamieszkać się uda, a przynajmniej bywać częściej i dłużej.
Usuń