niedziela, 6 marca 2022

Chwila retrospekcji czyli historia pieca kuchennego

Póki co nie mam żadnych wieści na temat remontu, poza tym, że wszedł w fazę finalną, fuga na podłodze kuchennej strasznie się maże, więc podłoga jest myta już fafnasty raz,  płytek wystarczy pewnie jeszcze i na łazienkę, jeśli kiedyś się za nią zabierzemy, impregnatu do płytek też jest nadmiar. Poza tym budowniczy okrętów Wiesio objawił się zakończywszy jakąś pracę gdzieś tam we świecie i zajmie się obróbką stolarską tego, co rzeczonej obróbki wymaga. W. udając się na wieś, zabrał ze sobą witraże, więc niewykluczone, że zadaniem Wiesia będzie także  wprawienie ich w drzwi sypialniane.

Natomiast aby uporządkować historie kuchenne, opowiem pokrótce historię naszego pieca. Jest to oczywiście historia współczesna, ponieważ co się działo przed naszym nastaniem, tego nie wiemy.

Kuchnia połączona z piecem i przechodząca do salono-jadalni w postaci kaflowej ściany grzewczej stanowiła dla mnie od samego początku rzecz niezwykłą, mimo że z piecami kaflowymi jako takimi jestem obeznana, bo w domu warszawskim też takie posiadam. Ale ten rozbudowany system szybrów, wielość drzwiczek, które prowadziły do pieca chlebowego czy tzw. duchówki, która tak naprawdę chyba była piekarnikiem, kaflowy okap i jakaś dziwna wnęka z tyłu zasłonięta metalowa pokrywą robiły na mnie niemałe wrażenie.

Kuchnia była oczywiście stara i nosiła zarówno ślady użytkowania jak i ślady chałupniczych metod łatania, fugowania etc.

W dniu zakupu siedliska kuchnia został uruchomiona przez W. aby móc napić się herbaty i zjeść pierwszą w tym domu jajecznicę. W Radzyniu, gdzie załatwialiśmy formalności notarialne, na bazarku kupiliśmy czajnik, patelnię (która mamy do dziś), jaja i masło i ten pierwszy posiłek na nowych włościach smakował jak nic przedtem i nic potem. 

12 listopada 2011r.


Oczywiście myśl o remoncie pieca kuchennego zakiełkowała we mnie praktycznie od razu, bo taka rzecz to zarazem użytkowe wyposażenie kuchni, ale i ozdoba nadająca klimat. Ale początki w siedlisku to przede wszystkim adaptacja starej komory-spiżarni na łazienkę, ocieplenie ścian i montaż nowej elewacji, prąd, kanalizacja i bieżąca woda.  A potem w zasadzie większość czasu poświęciliśmy na ogród, więc remonty w domu były sporadyczne i wymuszone już konkretnymi potrzebami. 

Jedno co zrobiliśmy to wymieniliśmy płyty kuchenne na nowe, co w sumie wizualnie niewiele dało, ponieważ nowe płyty, owszem srebrzysto-stalowe, stały się tak samo rdzawo-szare po kilku cyklach użytkowych. Oczywiście nie mieliśmy żadnych podstaw wiedzy na ten temat, więc zrobiliśmy na czuja.






Kuchnia służyła nam świetnie, choć okiełznanie pieca chlebowego zajęło nam sporo czasu. Niestety brak termometru uniemożliwiał ocenę temperatury wewnątrz pieca, zatem produkty przeznaczone do upieczenia albo przyjmowały w kilka minut kolor węgla albo stały sobie godzinami i nie osiągały oczekiwanej jadalnej postaci. 



Ale czasem zdarzały się cuda, co widać na załączonym obrazku czyli moje pierwsze w karierze (i na razie ostatnie) szwedzkie bułeczki cynamonowe:

W piecu chlebowym należało porządnie rozpalić, wygrzać komorę a następnie usunąć żar i wstawić potrawy.










W. namiętnie kupował kiełbasy z lokalnej masarni, która między innymi wytwarzała także produkt zarejestrowany jako regionalny i suszył wieszając nad płytą kuchenną.  




Suszyliśmy na niej owoce, grzyby zebrane w lesie, smażyliśmy powidła,  gotowaliśmy, pitrasiliśmy, . Piszę "-śmy", ale oczywiście główną rolę w tych czynnościach odgrywał W. Ja lubiłam siedzieć wieczorem słuchając jak ogień szumi pod płytą, a płomienie rzucają ciepłe blaski.

 Oczywiście to wszystko miało miejsce raczej w miesiącach chłodniejszych, ponieważ użytkowanie tej kuchni latem, szczególnie w upały było praktycznie niemożliwe, bo dom sam szybko zamieniał się w piekarnik skrzyżowany z sauną. A w celu umożliwienia sporządzania potraw ciepłych gospodarze w myśl starej tradycji zbudowali ongiś w oborze kuchnię letnią, która za naszych czasów już jednak nie nadawała się do użytku. Zamiast tego kupiliśmy grill i latem on stanowi dla nas zamiennik kuchni. Potem przybyła jeszcze mała kuchenka elektryczna dwupłytowa. 

W międzyczasie zaopatrzyłam się także w fachową literaturę na temat podlaskich pieców kuchennych 





 Oczywiście z czasem przymierzaliśmy się do generalnego remontu już znacznie intensywniej, ponieważ widać było, że kuchnia zaczyna gwałtownie prezentować oznaki zużycia, zresztą podobnie jak piec w salono-jadalni. Odpadające fragmenty cegieł, wygięty ruszt, odpadające fragmenty drzwiczek wskazywały niezbicie, że trzeba wezwać zduna. Niestety zawód ten w naszym regionie jest zawodem ginącym. Znalazłam kontakt do zduna w województwie podlaskim, niestety był on szalenie zajęty remontami pieców zabytkowych w jakichś pałacykach czy dworkach w ramach projektów rewitalizacyjnych. Potem jeszcze kilku dwóch czy trzech w bliższej okolicy, ale oni jakoś nie wykazywali zapału do prac. 
Generalnie potrzebowaliśmy kogoś, kto sam wszystko ogarnie bez potrzeby asysty z naszej strony, co ze zrozumiałych względów było spowodowane naszą bytnością na co dzień zupełnie gdzie indziej. I jak to bywa, poszukiwania na chybił - trafił w Internecie zaowocowały kontaktem ze zdunem z okolic Janowa Podlaskiego, który wykazał chęć realizacji naszej inwestycji. Spotkaliśmy się ze dwa razy w Warszawie, gdzie w sklepie zduńskim wybraliśmy kafle, raz w domu na wsi, gdzie pan zdun przywiózł propozycje drzwiczek. 




W międzyczasie wystarczył kontakt telefoniczny. A jadąc na majówkę w 2019r. mieliśmy w perspektywie obcowanie z całkiem nową kuchnią (i piecem) i musze przyznać, że efekt przerósł nasze oczekiwania 










   Elegancja nowej kuchni spowodowała to, że reszta pomieszczenia wydała się mi jeszcze bardziej paskudna i kostropata. Więc jeszcze mocniej zapragnęłam odmiany i gruntowny remont kuchni stał się motywem przewodnim moich myśli i wiercenia dziury w brzuchu W.. W. jednak był zajęty budową werandy, która z kolei była spełnieniem jego marzeń.  No ale ostatecznie udało się, czego świadkami jesteście wszyscy, których tu na blogu z radością witam! 







15 komentarzy:

  1. Zuziu wymiana pieca w kuchni to bardzo dobry pomysł, spowodował dalsze kroki w kierunku dalszych remontów.
    Zachwyciły mnie miedziane rondle na jednej z fotografii, do czego je używacie ?
    Domek po remoncie będzie prześlicznym letnim siedliskiem.
    Życzę jak najwięcej wolnego czasu na delektowanie się urokami tego klimatycznego zakątka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, dzięki! rondli używamy do gotowania :) W szczególności fajne są takie z kołnierzem, który pozwala na wpuszczenie dna przez otwór w płycie, dzięki czemu potrawy szybciej się gotują.
      No nie tylko letnim, ale całorocznym!
      Wolny czas mnie przynajmniej chwilowo się skończył

      Usuń
  2. Podglądam, nowa kuchnia no,no! trzeba będzie zobaczyć skoro starą widziałam, mam nadzieję że uda się.
    Moocno przytulam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie techniczne wpisy :-DD. Kuchnia piękna. Zuzia, można zapytać, gdzie zakupiłaś tę książkę o podlaskich piecach?
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpis odpowiada żywotnemu zainteresowaniu niektórych czytelników :) A książkę zakupiłam w księgarni Architrend. Tytuł: „Piec i komin w tradycyjnym budownictwie ludowym Podlasia”

      Usuń
    2. Ha! W wersji papierowej niedostępna już, ale znalazłam PDF :-D
      jakby ktoś chciał poczytać, jest na stronie ResearchGate Jarosława Szewczyka, autora.
      Dorota

      Usuń
  4. No cóż, to już elegancjafrancja!
    /MaGorzatka/

    OdpowiedzUsuń
  5. Kuchnia i piec udały się nadzwyczajnie. Ale najbardziej podziwiam błyskawiczny remont reszty domu. Odkryte drewno wygląda fantastycznie. Kroi się bardzo przytulaśne gniazdko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, ja nie mogę wyjść ze zdumienia, choć ciągle nie widziałam na własne oczy jak to naprawdę wygląda. Oby było tak jak sobie wyobrażam!

      Usuń
  6. Bardzo lubię Twoje wpisy retrospekcyjne! Wzruszyłam się trochę, czytając o tej pierwszej jajecznicy.
    Zdjęcia wypieków bardzo apetyczne. A u mojej babci (też wieś lubelska) piec prawie identyczny, jak na środkowym zdjęciu z książki.
    Taki piec to serce domu, a Wasz jest tak pięknie odnowiony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dario, dzięki tym wpisom też sobie przypominam różne zdarzenia sprzed lat. Takie piece to rzecz charakterystyczna tego regionu. W książce piszą bez ogródek, że tutejsi zduni (zdunowie?) nie stosowali się do żadnych zasad budowy pieców uznawanych gdzie indziej, a mimo to piece działają :) I mam nadzieję, że nasz też będzie.

      Usuń
  7. I tak karłowa kuchnia zainicjowała Wielki Remont. Cieszę się razem z Wami. I tylko marzyć, że w przyszłości, na emeryturze w odpicowane i zmodernizowanej chałupie zamieszkacie na stałe. Tego Wam życzę i trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No a czemu karłowa? Jedna z większych jakie widziałam :) Za jednym zamachem i brudzeniem zdecydowaliśmy się na odświeżenie wszystkich pomieszczeń, poza łazienką i mrówczanym. Jeśli los pozwoli, to może zamieszkać się uda, a przynajmniej bywać częściej i dłużej.

      Usuń