niedziela, 15 stycznia 2023

Święta, Święta i już po cz. III

 W nocy było mi trochę za ciepło, wstawałam zatem wypuszczając Wańkę i pijąc wodę. Krajobraz za oknem zmienił się nieco, co nawet w nocnych ciemnościach było widoczne. Ale rankiem objawił się w całej okazałości.










  Koty z niedowierzaniem macały teren, ale po chwili ruszyły na rozpoznanie. 



My zajęliśmy się rozpalaniem ognia i śniadaniem. W RL Leśne Wędrowanie. W. stwierdził, że pojedzie po zakupy, a następnie spróbujemy złożyć drzwi werandowe. Zatem po śniadaniu zabrałam się za ogarnianie werandy, wystawiłam też dwa worki ze śmieciami domowymi, które czekały na zabranie większym samochodem, choć ostatnio Związek Międzygminny zażądał ode mnie deklaracji śmieciowej, ponieważ uchwała jaką wyprodukował tenże związek, nakazuje właścicielom domków użytkowanych jako letniskowe również płacić za śmieci.   Moje tłumaczenia, że nasze śmieci nie lądują w lesie ani w rzece, a są zabierane do miejsca stałego zamieszkania i tam są legalnie przekazywane do odbioru, nie znalazły zrozumienia. Podobnie jak argument, że nie mamy możliwości wystawiania pojemników z różną zawartością do opróżnienia zgodnie z miejscowym harmonogramem, bo nas po prostu nie ma. 

W. wywlókł skrzydła drzwiowe z samochodu i wspólnie zanieśliśmy je na miejsce docelowe. Niestety tu zaczęły się schody, ponieważ nijak nie dało się ich umieścić w zawiasach i po kilku próbach wyszło na to, że pozioma listwa nad drzwiami maskująca miejsce styku  listew pionowych i poziomych uniemożliwia wstawienie drzwi na miejsce. Odkręcenie tej listwy trwało dobrą chwilę, ponieważ Wiesio - inżynier budowy okrętów użył jakiś gigantycznych wkrętów, a drewno modrzewiowe trzymało je dziarsko. W. przyznał zresztą, że i przy zdejmowaniu drzwi mocno się napocił i naklął.

No ale na szczęście nie trzeba było piłować zawiasów, bo i taki desperacki pomysł pojawił się w głowie W. Potem podjęliśmy próbę odnalezienia kluczy od zamka, który tkwił w drzwiach, ale bez sukcesu. Wobec tego kolejne wyzwanie czekało na W., a mianowicie wymontowanie zamka i kupno nowego. Proces demontażu także usiany był trudnościami, które W. pokonywał przy użyciu dość niekonwencjonalnych narzędzi, bo w pewnym momencie wszedł i zapytał, gdzie jest tasak. Tasak gdzieś przepadł, ale w końcu udało się zakończyć zmagania.

Śnieg sobie nadal leżał, choć temperatura była na plusie i pokrywa była mokra i miejscami kapiąca. RL zapowiadało jednak przymrozki i ostrzegało przed oblodzeniami na drogach. W wiadomościach było kilka relacji z dramatycznych wypadków, jak np. śmieć trójki nastolatków w samochodzie prowadzonym przez 18-latka, który prawo jazdy miał od 2 tygodni. W nocy zjechał z drogi i walnął chyba w latarnię w Lublinie. Tylko jedna osoba przeżyła, ale w stanie bardzo ciężkim znalazła się w szpitalu.  

Póki co W. pojechał po zakupy, ja się trochę leniwiłam, na zewnątrz mimo upływu czasu niewiele jaśniej.
















Zębas dzielnie patrolował teren w parze z Maszką


Ale po chwili już patrzył, czy może aby dosyć już tego białego szaleństwa 


Zabrałam się jeszcze za sprzątanie sieni, wytrzepałam wycieraczki, umyłam podłogę i zaprowadziłam ład w naszych gumofilcach i innym obuwiu. 

W. nadjechał z zakupami oraz nowym zamkiem do drzwi, jednak stwierdził, że odkłada na razie prace na tym odcinku, przebrał się i chwyciwszy za piłę spalinową oddalił się w kierunku płotu Bożenki z zamiarem wycięcia chaszczy rosnących wzdłuż Alei Bzów. 

Ja sobie odgrzałam wczorajszą zapiekankę i patrząc przez okno stwierdziłam, że jest to dla mnie fajny sposób spędzania zimy.


Wyciągnęłam z Mrówczanego kilka obrazków, które leżały tam od czasu remontu, znalazłam gwoździki, młotem i przystąpiłam do wieszania ich w salono-jadalni. Zmierzyłam także ścianę nad zlewem w celu przekazanie  W. jaki panel szklany ma zamówić. W. bowiem stwierdził, że w tym zakładzie szklarskim, którym wstawiał nam szyby w drzwiach można także zamówić rzeczony panel na wymiar. Wyszło 57 na 103 cm. 

Po jakimś czasie W. wpadł do domu rycząc, że piłą mu nawaliła. Na szczęcie okazało się, że to tylko łańcuch się wygiął. Znalazł nowy w szufladzie w sieni i wypadł znów do ogrodu.  Po godzinie zawołał mnie żebym wyszła. Zastałam go przed domem z jakimś zawiązkiem w dłoniach. To zawiniątko okazało się być jeszcze ciepłą połówką chleba, który upiekła Bożenka.  Chleb pachniał bardzo apetycznie, więc od razu ukroiłam kawałek i zjadłam bez żadnych dodatków 



W. pochwalił się, że wyciął krzaki, do których przymierzał się już dwa lata, a poza tym z pomocą Michała ściął klon rosnący przy samym płocie. Powiedział Bożence, że wpadnie przy okazji do urzędu gminy żeby złożyć stosowny papier na wycinkę. Bożenka popatrzyła na niego jak na ofiarę pomieszania zmysłów i stwierdziła: panie Wojtku, tu nikt tego nie robi, poza tym ja jestem zadowolona, że pan go wyciął, a po trzecie nie ma u nas osoby, która się tym zajmuje, bo mamy wakat. Także tak. 

Zachęciłam W., że może to zrządzenie losu i powinien może aplikować na to stanowisko. Pośmialiśmy się chwilę z tego pomysłu, bo jednak chyba nie spotkałby się ze zrozumieniem tubylców wykonując swoje obowiązki. 

Usiedliśmy w kuchni przy herbacie. W. nastawił żurek na kuchni.  Ja sobie odgrzałam cebularza. Rozpaliłam w piecu w salono-jadalni na wypadek gdyby temperatura w nocy jakoś drastycznie spadła. Dzień już miał się ku końcowi, zatem kolejny wieczór przeniesie nas do c.d. który wraz z niedzielą n.



4 komentarze:

  1. Śnieg spadł litościwie, żebyś mogła porobić nie tylko takie ponure zgniłe fotki, ale i nieco przyprószone i pełne dostojeństwa. A swoją drogą, jaki my parszywy ten klimat mamy, że takie długie te ciemności i tam mało światła w skali roku.
    U nas też trzej mędrcy posypali tęgo mokrym śniegiem, więc w stresie ruszyliśmy w sobotę do mojego okulisty-upiększacza przez Kaszuby, co to zawsze trasy pełne zawijasów i lokalnych gołoledzi, więc kierowca musiał być ostrożny. Szczerze mówiąc, tyle napadało, że miałam obawy, czy my w ogóle rano od bramy do szosy się przedostaniemy.
    Na razie tyle i czekam na ten c.d.
    /MaGorzatka/jeszczejedna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ciemności okropne, słońca był naprawdę tyle co w naparstku. Na drodze w taka pogodę trzeba uważać, ale niestety problem w tym że ty możesz uważać, a idiota z naprzeciwka niekoniecznie. Okulista sprawił się wzorowo jak czytałam :)

      Usuń
  2. Pięknie. Taką zimę lubię, biało-czarną. Wręcz graficzną.

    OdpowiedzUsuń