niedziela, 15 stycznia 2023

Święta, Święta i już po cz.II

 Kolejny dzień nie zapowiadał się jakoś rewelacyjnie jeśli chodzi o pogodę. Niskie chmury wisiały od rana nad horyzontem. W domu ciepło, ale ranek trzeba zacząć od rozpalenia pod kuchnią, żeby temperaturę utrzymywać na względnie stałym poziomie. 

Niespiesznie zaczęłam dzień od kawy i jajecznicy. Nastawiłam też jedzenie dla psów na kuchni. W. wytknął nos za drzwi i stwierdził, że spróbuje oczyścić z traw teren przed placykiem, gdzie była drewutnia. Rosły tam derenie, których kolorowe pędy chciał uwydatnić. Poza tym chciał zobaczyć jak tam nasze iglaczki, które miały zdobić to miejsca w miesiącach zimowych. 

Generalnie, jak wspomniałam, ogród prezentował się raczej zgniło.









Dzielny wilczomlecz 


Kręciłam się po domu dokonując jeszcze lustracji pomieszczeń, ścierając kurze, układając wyprane ciuchy do szafy, przy okazji stwierdzając brak kołatka w meblu.   W RL leitmotivem były oczywiście orszaki Trzech Króli, darmowe przedstawienia, które swoim anachronizmem irytowały mnie równie mocno jak wypowiedzi uczestników tych parad, którzy uparcie powtarzali jaka to wspaniała tradycja.  Bardzo lubię RL, bo ma charakter takiego "starego radia" gdzie reportaż to reportaż, ma trwać godzinę a nie 2 minuty. Są słuchowiska, programy dla dzieci, programy muzyczne, historyczne, o zdrowiu, o ogrodach... ale przy okazji świąt religijnych czasem po prostu się nie da słuchać.  

Zebrałam orzechy leżące na stole werandowym od października i umieściłam je w papierowej torbie na piecu. Umyłam okno w kuchni i w sypialni, bo ślady po muchach jednak były zbyt zauważalne.  Wytaszczyłam odkurzacz, zmieniłam worek i odkurzyłam pokoje. Umyłam także podłogi. 

Potem zajęłam się jedzeniem i chcąc wypróbować działanie piekarnika, postanowiłam zrobić zapiekankę z kawałków kurczaka, warzyw i makarony z lekkim dodatkiem żółtego sera. Przegarnęłam część żaru w okolicę komory piekarnika i dokładałam drobnych kawałków drewna w celu podniesienia temperatury. Termostat stał jednak jak zaklęty na 40 stopniach.. Postanowiłam wstawić brytfankę z zawartością i nadal próbować doprowadzić choć do 100 stopni. Ostatecznie się udało i wypróbowałam także urządzenie do zapieczenia pierogów W., które zostały z obiadu kupionego w zajeździe w dniu wczorajszym.  W. właśnie wkroczył zmachany i głodny. Pierogi przypiekły się nieco po jednej stronie, zatem trzeba pamiętać, że na początku grzanie jest intensywniejsze w głębi kuchni i trzeba naczynie odwrócić. Potem temperatura się w miarę wyrównuje. 

Ogólnie zadowolona z efektu spożyłam fragment zapiekanki popijając jakimś winem znalezionym w Mrówczanym. Zębas też nie pogardził naszymi daniami.

W. oznajmił, że wyciął trawy, ale z naszych iglaków sadzonych w maju znalazł tylko dwa. Żywiąc zapiekły żal do stolarza z Włodawy, który spierniczył nam obróbkę drewnianą w kuchni W. stwierdził, że to on z pewnością podprowadził nam roślinność. Raczej nie wierzyłam w te przypuszczenia, bo i niby po co temu facetowi jakieś mikre iglaki. Gdyby chciał cos ukraść, to już prędzej w domu by coś znalazł. 

Wylazłam przyjrzeć się miejscu domniemanej kradzieży. 



Wlepiałam oczy w teren pomiędzy krzakami, ale faktycznie poza dwoma świerczkami nie znalazłam nic innego w kłębowisku suchelców i zeszłorocznych liści. Tajemnica zniknięcia iglaków pozostanie póki co nierozwiązana.

Derenie jednakowoż wybarwiły się fajnie

  


Postanowiliśmy zakończyć działalność na dziś, bo robiło się ciemno i popadywało. Zajęliśmy się lekturą, a ja z uwagi na wysoką temperaturę w domu otworzyłam drzwi do sieni i do łazienki, żeby i tam się trochę nagrzało.

Przeglądałam "Sielskie Życie", W. czytał na głos artykuły ze "Słowa Podlasia", gdzie np. mieszkańcy okolicznych wsi skarżyli się na zalane pola, ponieważ nie udrożniono w porę kanałów odwadniających, które były we władaniu Wód Polskich. Oczywiście szeroko rozpisywano się na temat nieudolności urzędników i ewidentnych zaniedbań, ale problem był znany od lipca podobno. W. stwierdził, że można było za pięć stów wynająć koparkę, udrożnić rowy, a rachunek wysłać do zarządcy terenu. Teraz straty są duże, bo uprawy stoją pod wodą.  

Przerzuciliśmy się na książki. Polecam następujące pozycje: "Kryzysy" Jareda Diamonda, "Podziemia" Roberta Macfarlane'a i "Świeccy" Marcela Andino Veleza.

Na zewnątrz zauważalne było ochłodzenie.  Po prysznicu w łazience, której daleko było do komfortu cieplnego wlazłam pod kołdrę i uznałam, ze teraz to sobie c.d. spokojnie może n.

3 komentarze:

  1. U nas na działce widoki podobne. Wielkie opady śniegu przygniotły wszystkie suchelce do ziemi. Jednak widzę, że rondo AWR stoi dumnie wyprostowane. :)
    Jaki ładny wilczomlecz.
    Ten budynek gospodarczy na zdjęciu z poszukiwania iglaczków to rozbieracie czy zostawiacie? Ładnie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie zastanawiam się nad fenomenem traw w okolicy stodoły. Może ze względu na wiejące tam wiatry pokrywa śnieżna nie była taka duża? Budynek zostaje! To stary spichlerz, bardzo fajny i jak to W. twierdzi, jego przyszły dom pracy twórczej.

      Usuń
  2. Dzień dobry, dlaczego nie ma nowych wpisów? tęsknimy...

    OdpowiedzUsuń