Tytułem wprowadzenia: w 2011 roku udało nam się zrealizować
moje i W. marzenie o posiadaniu domu na wsi. Nie w stylu podmiejskich
rezydencji wystylizowanych na współczesne pałace, a po prostu opuszczone
gospodarstwo w okolicy, która nie jest ani zbyt blisko miasta ani zbyt daleko
od naszego miejsca zamieszkania.
Krążyliśmy jakiś czas w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego i
w cenie nie przekraczającej naszych możliwości. Widzieliśmy rudery za
astronomiczne kwoty, urocze miejsca na kompletnym odludziu, aż w końcu,
wjeżdżając od Radzynia w coraz to węższe drogi, przecinające pola i lasy,
trafiliśmy tu, na Podlasie Południowe. Pierwszy raz, kiedy oglądaliśmy dom i
działkę, a było to późnym latem, nie przekonał nas on do końca, że to właśnie
to, choć poczuliśmy takie sygnały, że jesteśmy blisko. W. co prawda wyraził
zachwyt od razu, ja się może trochę przestraszyłam tych ponad hektarowych
przestrzeni, dziwnych odgłosów, starych sprzętów nie wiadomo do czego
służących. W domu jeszcze jakby duch poprzednich właścicieli został.. meble i
drobne przedmioty, obrazy na ścianach, przydeptane stare kapcie w sieni tak jak
by przed chwila wyszli, choć kurz i pajęczyny świadczyły, że rzadko tu ktoś
zaglądał. Piece i kuchnia kaflowa z fajerkami były jak z innej planety, stare,
wysłużone, cudowne! Stare firanki na karniszach z drewna, okna otwierające się
na zewnątrz, podłoga pomalowana na olejno, sień dawno już bielona...
Słodkie jak miód winogrona obrastające południową ścianę
stodoły jakoś przywróciły mi równowagę, ale miałam wrażenie, że ten świat to
coś zupełnie innego niż to co ja, mieszczuch z dziada pradziada, znałam.
I wróciliśmy tu w październiku, już w poczuciu, że nic
lepszego nie zobaczymy. Ostatecznie w listopadzie dokonaliśmy transakcji i
niezbędnych formalności. Po wizycie u notariusza w Radzyniu Podl. pojechaliśmy
w ponury listopadowy dzień z butelką wina musującego, plastykowymi kubkami i
aktem kupna pod pachą zobaczyć nasze włości.
Dom i okolica wyglądały dość przygnębiająco, jak to teraz
postrzegam, jednak w nas płynęła już krew posiadaczy ziemskich, a emocje z tym
związane pozostały do dziś.
Przed sprzedażą dom został oczyszczony dokumentnie ze
wszystkiego przez sprzedających, pozostały tylko firanki i piece. Ogromne
ogniska na podwórku sugerowały, gdzie większość z tych rzeczy zakończyła swój
ziemski żywot...
Dom został przez W. odświeżony malowaniem, a po kilku
tygodniach skromne umeblowanie zostało zainstalowane w sypialni i
salono-jadalni
Zrobiliśmy rachunek sumienia, podliczyliśmy nasze finansowe
możliwości, a potem zaczęliśmy powoli działalność remontową i ogrodniczą.
Pojawiła się woda, szambo ekologiczne, a z nimi łazienka!
Dobudowawszy ganek z przeważającym udziałem lokalnego majstra cieśli i stolarza
Janka ociepliliśmy i pomalowaliśmy dom. Uzupełnialiśmy powoli umeblowanie i
elementy wyposażenia. Spędzaliśmy tu, w miarę możliwości również święta.
Chcieliśmy przystosować dom do mieszkania zachowując
jednocześnie ducha tego miejsca, który wszedł tu wraz z jego pierwszymi
mieszkańcami 60 lat temu.
Początki uznaliśmy za udane, choć nie obeszło się bez
trudności: z jednej strony sąsiadka-skarb, uczynna, opiekuńcza, zaradna czyli
po prostu Bożenka. Z drugiej sąsiad obrażony na nas i w ogóle na wszystko z
wyjątkiem napojów z dwucyfrowym procentem, zwany przeze mnie Sąsiadem Nieżyczliwym
(SN)
Jego nieżyczliwość objawiła się po raz pierwszy przy
stawianiu ogrodzenia pomiędzy naszymi działkami, które na szczęście finalnie
zostało ukończone, z jego strony jednak nie pomalowane, pomimo naszych próśb i
darmowego udostępnienia drewnochronu oraz pędzli
Niezależnie od przeszkód i odległości dzielącej nas od
naszej wiochy, staramy się stworzyć sobie wymarzone miejsce do zerwania z
miastowymi kłopotami poprzez urobienie się po łokcie jak na prawdziwych
wieśniaków przystało. Serdecznie zapraszam do wspólnego tworzenia historii o
dwojgu takich, co się z motyką (i glebogryzarką) na Słońce porwali!
Jak dla mnie, to te pierwsze zdjęcia z zabudowaniami i starym sadem pokazują duży potencjał. :) Mimo, że listopadowe. Piec kaflowy, frezowanie drzwi, układ budynków gospodarczych - jak u mojej babci (Lubelskie). Przepiękny porcelanowy komplet w łazience.
OdpowiedzUsuń