poniedziałek, 17 lutego 2020

Weranda na miarę naszych możliwości cz. I

Blog jest świeży, a historia naszych wiejskich przygód już toczy się od kilku lat. Nie wiem do końca, jaką konwencję przyjąć, ale chyba retrospektywne wpisy będą się mieszały z relacjami bieżącymi. Zatem teraz słów kilka na temat naszej werandy.

W zasadzie to weranda W., która jest czymś w rodzaju zagubionego smaku magdalenki u Prousta. Ma odzwierciedlać pewne marzenia i wyobrażenia o idealnej werandzie.  Z kolorowymi szybkami w oknach i łukowatym dachem. Z uwagi na czynniki niezależne, nie będzie oczywiście taka, jaką widziałabym ją ja, nie może kłócić się z bryłą domu, musi też trzymać proporcje.

Zaczęliśmy jednak od piwnicy. Ponieważ pod werandą ma być tajny (także ciiiii...) schowek na nalewki na czasy emerytalne :-)

Tu faza w trakcie ocieplenia i układania nowej elewacji.
Te drzwi mają prowadzić właśnie na werandę
Po złożeniu stosownych dokumentów w Starostwie Powiatowym w 2015r. zaczęliśmy szukać wykonawcy. W zasadzie chodziło nam o kompleksowe prace polegające na odkopaniu czegoś, co dom posiadał w miejscu fundamentów, umocnieniu ich i zaizolowaniu. Niestety podłogi w niektórych pomieszczeniach znacznie odbiegały od poziomu, co było skutkiem lekkiego obsunięcia się budynku wiele lat temu. W salono-jadalni zaczęła nam z podłogi wyrastać rachityczna roślinność...Trzeba było działać. Przy okazji prac niezbędnych miała by powstać piwnica od strony frontowej domu, a nad nią weranda jako element luksusu.

Czytając przeróżne blogi, książki czy, o zgozo! artykuły w pismach lifestylowych mam wrażenie, że właściciele domów na wsi żywcem przeniesieni za biurka w korpo sami, tymi rencyma budują, remontują i pięknie im to wychodzi. No to my z tych mniej zdolnych, dodatkowo z ograniczonym czasem, który możemy poświęcić pobytom na wsi.

Znalezienie ekipy budowlanej w tym pięknym regionie Polski graniczy z cudem. Sąsiedzi naprzeciwko przeprowadzali jakąś konkretną rozbudowę domu, więc W. uderzył do nich. Niestety majstry zajęci do dwudziestego trzeciego wieku. Czas mijał. Nadszedł rok kolejny i poszukiwania wznowiliśmy, licząc że jednak znajdzie się ktoś, kto choćby z litości podejmie się tej roboty.

Nie pamiętam skąd się wziął pan majster, który wraz ze swoimi dwom pomocnikami zadeklarował się, że zrobi co trzeba, piwnice wykopie i w ogóle będą państwo zadowoleni. Majster przybył w celu rozeznania się w temacie wczesną wiosną 2016r. Dokonał stosownych pomiarów, W. machając rękami w różnych kierunkach objaśniał szczegółowo nasze potrzeby.

No i w pewien majowy dzień na podwórko wjechała wywrotka z piachem

SN mało ze skóry nie wylazł, patrząc przez okienko.
Potem stanęła betoniarka oraz pojawiły się inne utensylia nieodmiennie świadczące o tym, że majster potraktował sprawę poważnie.

Kolejne etapy, których byliśmy świadkami. C.d.n.



3 komentarze:

  1. Wejdzie sporo nalewek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem jak najbardziej za wplataniem wpisów retrospektywnych. Super pomysł z piwniczką.

    OdpowiedzUsuń