środa, 25 października 2023

Lipiec na pół cz.I

 Kochani odwiedzający mój blog! Miewało się obsuwy mniejsze czy większe w pisaniu relacji. Tym razem jestem w czarnej d...ziurze rozmiaru super ekstra large i tyle. Ale nie ma co się teraz tłumaczyć, trza ruszać z relacją lipcową, bo za chwilę koniec roku 😁

Wyjazd lipcowy W. rozpoczął wcześniej ode mnie. Tzn. pojechał w towarzystwie zwierzaków, a ja miałam dotrzeć nieco później, to jest we czwartek po pracy za pomocą PKP.  Wrócić mieliśmy razem w niedzielę. Z planów wyłamał się Maszka, który nie stawił się na zbiórkę i W. pojechał bez niego. Złożyło się jednak o tyle szczęśliwie, że ja miałam służbowe spotkanie , m.in. z kolegą z terenu, który następnie zabrał mnie do Białej Podlaskiej samochodem, a tam miał mnie przechwycić W. Zanim wyjechaliśmy, bryknęliśmy jeszcze do nas do domu, ponieważ Maszka pojawił się jakiś czas wcześniej i został zabunkrowany celem dowiezienia na wieś. W. zaraportował, że Cześka darła się pół drogi,  a na miejscu wyglądała jakby szukała swojego przyrodniego braciszka, który postanowił zdezerterować. 

Pod sądem rejonowym z Białej nastąpiła zmiana pojazdu, pożegnałam kolegę, chwyciłam transporter z krnąbrnym kotem i pojechaliśmy z W. do celu. W radiu akurat nadawano audycję o tym, jak mieszkańcy Józefowa zamierzają uczcić którąś tam rocznicę uzyskania praw miejskich. Otóż ni mniej ni więcej zamierzają wywalić na środku rynku jakąś betonową kolumnę ku pamięci. Za prawie 200 tysi z pieniędzy budżetowych. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby może ustanowić jakieś wsparcie dla zdolnego dzieciaka w mieście albo  zrobić coś innego pro publico bono. Mieszkańcy zapytani przez dziennikarkę wyrażali aprobatę dla tego pomysłu z kolumną, twierdząc, że będzie to... atrakcja turystyczna. Inni twierdzili, że gdy budowano pooświetlaną fontannę (obowiązkową w każdym miasteczku i większej wsi) to byli przeciwnicy, ale w końcu "wszyscy się przyzwyczaili" JPRD. Kolumny i fontanny na brukowanych rynkach. To po nas zostanie.

Na miejscu W. od razu wziął się za podlewanie, a ja za koszenie. Trawa była wysoka, ale miękka, już tworząca darń, a nie wielkie wystające kępy. Połaziłam sobie zatem za kosiarką z satysfakcją obserwując efekt. Wokół pełnia lata, zapachy i kolory po prostu oszałamiały. Kwitły jeszcze niektóre róże, ale przede wszystkim liliowce i lilie. 

Excelsa bez mączniaka tym razem 




Super Dorothy już przybladła od słońca

Lilie


Albiczukowski



I inne fragmenty













Koty tambylcze od razu skorzystały z otwartych drzwi i bez żenady wtranżoliły się na pokoje przetrząsając miski naszych kotów. A Maszka uwolniony z transportera spotkał się z gorącym powitaniem ze strony Cześki, następnie obydwoje dali nura w zarośla. 

Z uwagi na samotny pobyt (bardzo krótki, ale jednak!) W., musiałam ogarnąć nieco dom.  Głównie kuchnię i salono-jadalnię.



W. oznajmił, że otrzymał zwolnienie lekarskie z powodu bólu ścięgna Achillesa. W związku z powyższym zostaje na wsi na cały tydzień. No trochę się zagotowałam, bo nic mi nie powiedział wcześniej, że powrót będę miała we własnym zakresie. Zdecydowałam zatem, że wrócę w sobotę po południu, ponieważ w niedzielę zwykle pociąg był zapchany. W. wytrząsał się, że powinnam zostać do niedzieli, no ale ja sobie nabyłam już bilet online i zabrałam się za oczyszczanie z chwastów placyku przed domem. Na roślinności siedziała  modliszka, zieloniutka i patrzyła sobie gdzieś w dal. 

Upał za dnia w zasadzie uniemożliwiał jakieś większe prace. Zresztą w nocy temperatura nie spadała jakoś zauważalnie. W. podlewał tzn. ustawiał zraszacz w coraz to nowych miejscach i zaklinał deszcz. Mimo suszy było naprawdę pięknie, zapach skoszonej, schnącej trawy mieszał się z zapachami kwiatów i rozgrzanych desek.

W sobotę W. odwiózł mnie na dworzec, było upiornie gorąco, na dworcu mnóstwo osób, które sądząc z rozmiaru bagaży i strzępków rozmów udawały się na letni wypoczynek. W pociągu na szczęście działała klima, w przedziale jakieś neutralne towarzystwo, poza dżentelmenem który wyglądał na miłośnika samochodów marki BMW i rytmicznej muzyki. Zamiłowanie do sportów budujących muskulaturę chyba zastąpił zamiłowaniem do produktów budujących tylko jeden mięsień, zwany piwnym (musculus browarus). Na szczęście tylko raz odezwał się ludzkim głosem do telefonu, a rozmowa potwierdziła moje przypuszczenia co do przynależności do konkretnej grupy społecznej. 

Wysiadłam na Dworcu Wschodnim, ponieważ z uwagi na niekończące się remonty i przebudowy na Zachodnim pociągi z tego kierunku kończą bieg na Pradze płn. Wieczór był upalny, wsiadłam sobie w tramwaj i z uwagi na objazdy spowodowane budową linii tramwajowej do Wilanowa, toczyłam się powoli przez pół Warszawy. 

W domu cisza i spokój, co niezwykle z uwagi na raczej niespotykaną nieobecność jednocześnie W. i wszystkich zwierzaków. Ale ja lubię takie klimaty od czasu do czasu. Rytm dnia wyznaczałam sobie wtedy sama, trochę też odpoczywałam, co tu dużo gadać, od ciągłego dozoru Wanki, która już niestety nie trzymała zwieraczy, miała problemy z zejściem i wejściem nawet po krótkich schodkach. Trzeba było pilnować podawania leków, pomagać jej się położyć i wstać. Drzwi tarasowe na szczęście mogły być latem otwarte w nocy, więc jeśli dała radę to wychodziła sama. Bardzo smutna ta psia starość, a z drugiej strony niesamowita godność, z jaką Wańka znosiła swoją nieporadność i złe samopoczucie. Zębas praktycznie jej nie odstępował.

To ostatnie zdjęcie Wańki z pobytu na wsi, 


W niedzielę W., jak wynikało z raportów telefonicznych, zabrał się za przetwórstwo owocowe. Głównie czereśnie oraz czarną porzeczkę pozyskane od lokalnych producentów.  Ja  wróciłam do pracy starając się przetrwać upały w środowisku miejskim.  Czy relacja lipcowa na tym się zakończy, przekonacie się zaglądając do c.d. który tym razem bez zbędnej zwłoki n.






8 komentarzy:

  1. Zuziu zaglądałam regularnie i już zaczęłam martwić się , że jesteś tak zaginiona że blog zarasta pajęczyną.
    Widoki lipcowego ogrodu zachwycają, bujność nad bujnościami.
    Mnóstwo kwiecia wśród bujnych traw, to Wasze dzieło i tylko Wy wiecie ile pracy i serca włożyliście w to miejsce .
    Efekty powalają, jest cudnie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Jolu, ano różne przeszkody i wypaczenia mi się trafiały, całkiem nie miałam głowy do pisania. Tak, ogród wynagradza trud pracy. Kompozycje W. sprawdziły się, choć i ja coś tam dokładam od siebie, nie bez konieczności pacyfikowania sprzeciwu :) Fajnie, że zaglądasz!

      Usuń
  2. Ależ pięknie - i w domu i w ogrodzie. Tylko patrzeć, jak ruszy opcja zwiedzania po zabiletowaniu.
    (widzę, że nadrobiłaś zaległości, wraz z komentarzami, u mnie, więc śpieszę się zemścić) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się wybierzecie do nas, to dam Wam zniżkę :D Tak, powoli się ogarniam.

      Usuń
  3. Oj, no i znowu przegapiłam tyle wpisów. Będę nadrabiać.
    Daria

    OdpowiedzUsuń
  4. Te pomarańczowe lilie i liliowce do kompletu z makleją ładnie się komponują.

    Kochany Zębasek, dobrze że był przy Wańce. I jemu i Wam współczuję straty.
    Daria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kompozycje zrobiły się w zasadzie same, ale fajnie wyszło. Zębaczek bardzo przeżył odejście Wańki, podobnie jak kiedyś Kredki. Czekamy, aż los przyniesie nam kolejnego piesa do towarzystwa.

      Usuń