środa, 17 maja 2023

Sądny weekend cz. I

 Jak już wspomniałam w relacji świątecznej, z uwagi na nieprzyjemny obowiązek służbowy stawiennictwa w sądzie w Białej Podlaskiej w drugiej połowie kwietnia,  postanowiliśmy z W., że skoro obowiązek przypada na piątek, to sobotę i niedzielę moglibyśmy sobie spędzić na wsi.

Wyjechaliśmy zatem we czwartek, po odbiorze mnie z miejsca pracy po południu. Okropnie długo wyjeżdżaliśmy z centrum miasta, ale potem już jakoś poszło. Byłam mocno zestresowana, czekałam z utęsknieniem, kiedy dzień jutrzejszy skończy się pod względem służbowym i będę mogła trochę odetchnąć.  Obiad zjedliśmy tradycyjnie z „wynosów” paląc w piecach,  a potem w zasadzie ja już miałam ochotę tylko na spanie. Naszykowałam sobie strój na dzień następny przy pomocy W. który z braku rolki do ubrań, starał się usunąć sierść Zebasa z mojego miastowego płaszcza za pomocą naklejania kawałków taśmy malarskiej Delfin... Uzgodniwszy z W. o której wyjedziemy wlazłam pod kołdrę.

Następnego dnia w sądzie stawiłam się o 10.00, a wyszłam dopiero około 13.00. Nie będę zajmować się tu sprawami służbowymi, kto zeznawał w sprawie karnej jako świadek wie, że to nic fajnego. Niestety muszę pojawić się jeszcze raz za kilka tygodni. W. w tym czasie szwendał się po Białej, zrobił jakieś zakupy i wypił kawę.

Obiad zjedliśmy w Białej w restauracji Stylowa, a następnie z ulgą udaliśmy się w drogę powrotną do chatki. W Wisznicach odebraliśmy kosiarkę z serwisu, ponieważ pan Robert już piszczał, żeby zabierać sprzęt, bo nie ma gdzie tego trzymać. Kosiarka została gruntownie wyczyszczona, został wymieniony filtr, noże naostrzone i wyważone. Pan Robert z nieodłącznym papierosem przyklejonym do kącika ust odpalił przy nas i z pomocą W. załadował kosiarkę na pakę samochodu. 

W. stwierdził, że pewnie od razu ruszę kosić, żeby rozładować napięcie nerwowe, ale ja musiałam najpierw trochę odpocząć. Potem siedząc na ganku stwierdziłam, że może jednak troszkę pokoszę. I ruszyłam nie zauważając że jestem w kapciach. I szłam tak za tą kosiarką trochę jak w transie.  W. wylazł po jakimś czasie i stwierdził, że chyba dość, a ja stwierdziłam, że kapcie są do prania. Rozejrzałam się po ogrodzie, kwitły już tulipany, żonkile, trawa nabrała soczystego koloru. Drzewa były jeszcze w większości bezlistne, choć brzozy już zasnuły się zieloną mgiełką. Ptaki latały zaaferowane,  było ciepło.






Lubię kosić, tu rzeczywiście zawsze widać efekt. Za sukces mogę sobie poczytać to, że ogarniam coraz większy teren i coraz łatwiej jest zapanować nad trawą i nierównościami powierzchni. Oczywiście mnóstwo miejsc zostaje nietkniętych, ale póki co nie mam ambicji na angielski trawnik, a poza tym różne stworzonka tez korzystają z miejsc niewykoszonych.

Koszenie dobrze mi robi na głowę, poza tym jak się zmęczę to się odstresowuję. 

Wlazłam do domu, umyłam się i przy popołudniowej, a nawet wieczornej herbatce obmyślałam, co to będzie, gdy c.d. na serio n.



4 komentarze:

  1. Zuzanno- dziękuję za przyjemnie spędzony czas podczas czytania Twoich wpisów ,uwielbiam Twoje pisanie ....przykro mi z powodu pracy, bo to jednak ważna część naszego życia ,ale cieszę się ,że odpoczniesz psychicznie.... bo fizycznej pracy w ogrodzie zawsze dużo, więc nie jeden raz się zmęczysz ,ale to inne zmęczenie -pozdrawiam Żaneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żanetko, bardzo Ci dziękuję, że zaglądasz i czytasz. Wiele lat praca stanowiła dla mnie źródło satysfakcji i powód do samokształcenia. Teraz niestety chyba już nieodwracalnie straciłam serce. Zmęczenie w ogrodzie to jak relaks :)

      Usuń
  2. Co Wam tak ładnie kwitło na różowo na drugim zdjęciu od góry?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jakaś wisienka NN, mamy dwie sztuki i one kwitną jako pierwsze. Bardzo ładnie wyglądają.

      Usuń