W niedzielę tradycyjnie nie robiliśmy nic hałaśliwego, Poza
tym planowaliśmy jechać do domu w miarę wcześnie. Chciałam się jeszcze spakować
na poniedziałkowy foto wyjazd nad Biebrzę.
W ramach ćwiczeń przed warsztatami zaczaiłam się na okoliczne ptactwo
Szpak najwyraźniej okupował gałąź przed wlotem do budki! I śpiewał, czyli chyba szuka żony! Zatem jeden domek być może zostanie wynajęty bardzo szybko.
W oddali na polach pasły się sarny, ale z tej odległości niewiele co widać
Pogoda była fajna, w ogrodzie coraz więcej kolorów
W. miał wysiać mieszankę łąki kwietnej. Postanowiłam, że nakręcę krótki filmik z tego przedsięwzięcia.
Opakowania z różnymi rodzajami mieszanek przyszły pocztą w wielkim pudle. Kilka z paczek z opisem:
A tu krótki filmik z W. w roli głównej
Regularnie odwiedzała nas kotka Bożenki, drobne, ale bardzo ładnie umaszczone stworzenie. Co śmieszne, żaden z naszych psów nie zwracał na nią zbytniej uwagi, a i ona zupełnie się nie bała. Cześka trochę na nią fukała, ale w zasadzie też jakoś nie przeżywała jej obecności.
W. z miną cierpiętniczą zażądał wskazania miejsca na magnolię. Ja już miałam wybraną lokalizację, na skraju rabaty pod małpiarnią, gdzie już w szpalerze rośnie kalina hordowina Aureovariegata oraz kalina wonna. Magnolia była ładna, tyle że nie ukorzeniona w doniczce, a w jutowym balocie. Posadziliśmy ją tak, żeby widać ją było z okna sypialni. Przeciągnęliśmy wąż i podlaliśmy i ją i sadzone poprzednim razem sasanki.
Po zakończeniu prac ogrodowych zabraliśmy się za pakowanie gratów. Koty pozwoliły się zamknąć w Mrówczanym, więc przygotowania do wyjazdu poszły dość sprawnie. Wody już nie trzeba było zakręcać, poza tym ze względu na wezwanie ustne sądu miałam ponownie się stawić za 10 dni. Ze względu z kolei na moją marną kondycję psychiczną postanowiłam ubiegać się o urlop bezpłatny na cały maj. A co tam! Muszą sobie jakoś poradzić. Ja nie miałam siły już zmagać się z idiotycznymi decyzjami, bałaganem i brakiem koncepcji na rozwiązanie pewnych problemów. Stosowne pismo złożyłam w dyrekcji i czekałam na odpowiedź. Współpracowników uprzedziłam i spotkałam się ze zrozumieniem. Na urlopie dłuższym niż 7 dni roboczych nie byłam chyba od 15 lat. Albo i lepiej. Zatem odpoczynek słusznie mi się należy. Choć podczas tego miesiąca miałam także w perspektywie pewne ustalenia rodzinne dotyczące mamy W., która wymagała stałej i fachowej opieki ze względu na pogarszający się stan zdrowia.
A zatem w oczekiwaniu na nadchodzące wyzwania udaliśmy się w drogę powrotną, co oznacza że : do następnego razu!
Będziecie rozsiewać kąkole w okolicy. :D Czyli Michał nie do końca zdawał sobie sprawę, w czym Wam pomagał. :D Moim zdaniem kwitną pięknie. U nas na glinie udały się raz (też z jakiejś mieszanki łąki kwietnej), na wyczyszczonej z innych roślin ziemi. Potem już jakoś się nie pokazały.
OdpowiedzUsuń(Daria)
Na razie wschody są mizerne. Kąkol za to wysiał się u nas w pobliżu ronda AWR. Tam W. składował suchą masę po skoszeniu poprzedniej łączki kwietnej przed płotem.
UsuńMam nadzieję, że będą filmiki z dalszych etapów tej łączki - bardzo jestem jej ciekawa. Ale też będzie cudny widok dla przejeżdżających drogą! A maczek specjalny jakiś, czy to po prostu mak ze sklepu, jaki się kupuje w spożywczaku? Pytam, bo ja wysiałam w ubiegłym roku zwyczajny konsumpcyjny len z kuchennego kredensu i śliczna łączka monotematyczna mi z tego wyszła. /MaGorzatka/
OdpowiedzUsuńMałgoś, mam wrażenie że tambylcy znacznie bardziej cenią równo przystrzyżony trawniczek niż bezwstydnie kolorową łączkę z "chwastów" . No ale my niezłomnie będziemy lansować klimaty wsi z sielskich obrazków. Maczek był kupiony od Łuczaja w odrębnym opakowaniu, ale może taki sklepowy też ma jakąś zdolność kiełkowania...
UsuńNasi tubylcy też wolą trawnik równy, gładki i jednokolorowy (a w odniesieniu do naszego ogrodu samo słowo "trawniki" wydaje się być słowem obraźliwym) :)
OdpowiedzUsuń