niedziela, 11 lutego 2024

Listopad dla wytrwałych cz. IV

 Jako się rzekło, w poniedziałek mieliśmy zaplanowany wcześniejszy wyjazd z uwagi na wizytę w drodze do domu. Zaproszenie od naszego kolegi było kuszące, ponieważ jako posiadacz sporego stadka drobiu różnorakiego, znoszącego pracowicie ekologiczne jaja, zaproponował nam solidne zaopatrzenie.  Towarzystwo wyrabiało trzysta procent normy i jaja czekały na odbiorców. Mieliśmy tylko zabrać swoje wytłaczanki.

Zjedliśmy śniadanie, popatrzyliśmy na ogród i zabraliśmy się za przygotowania do wyjazdu 

Spakowaliśmy się dość szybko, W. poogarniał sprzęt, pozamykał pomieszczenia gospodarcze. Spakowaliśmy żywność, w tym bułeczki mojej produkcji, zapakowaliśmy zwierzaki, na samochodzie piętrzyły się sadzonki nawrota, ale także marcinków, chryzantem, ciemierników i diabli wiedzą czego jeszcze, a co W. postanowił uszarpać z ogrodowych zasobów. 

Drugi komplet kluczy W. zaniósł Bożence na moją prośbę, co jak się okazało w przyszłości, miało kluczowe znaczenie. Może nie dla losów świata, ale naszych na pewno. No i wyruszyliśmy.

Trasa wiodła przez Siedlce, do których dotarliśmy bez przeszkód, potem już z nawigacją  do celu. Po drodze meldowaliśmy się Jackowi, ponieważ jak stwierdził: "musi wiedzieć, kiedy wstawiać kartofle" Jacek jest zamiłowanym kucharzem i zawsze dla gości stół zastawia jak na wesele. 

Tym razem poświęcił dla nas perliczkę, którą przyrządził wybornie. Poza jajami różnej proweniencji dostaliśmy także suszone grzyby, choć W. stwierdził, ze to wstyd dla leśnika nie mieć swoich. No ale wziął przecież. W zamian wręczyliśmy Jackowi paczkę bułeczek oraz kiełbasę wisznicką. Podsuszoną nad płytą kuchenną. Zebas ładnie integrował się z parą jamników długowłosych, które to Jacek upodobał sobie jako rasę i zawsze był u niego jakiś jamnik.

Posiedzieliśmy przy stole gawędząc o tym co słychać w pracy (Jacek był moim kolegą z roboty), potem zrobiliśmy spacer po ogrodzie. Jacek ma terenu około 4 ha, ale działka jest bardzo wąska i długa. Tylko część jest użytkowo-ozdobna, dalej ciągnie się lasek, piasek i ugorek. W. ustalił, że jeśli pogoda się utrzyma to przyjedzie z załogą i pomoże Jackowi przygotować ogród do zimy, ogarnąć warzywnik i tak dalej.

Wieczorem dziękując za gościnę zapakowaliśmy się do auta  i ruszyliśmy do domu. Dotarliśmy bez przeszkód, a więc do następnego razu!






1 komentarz:

  1. Piękne to ostatnie zdjęcie. (To pigwy?) Takie jesienne ale pełne domowego ciepła.

    Daria

    OdpowiedzUsuń