środa, 21 lutego 2024

Parę słów do mikrofonu

Postanowiłam przekazać tu  kilka informacji kompletnie z tematyką blogu niezwiązanych, ale istotnych z punktu widzenia wydarzeń społecznych, z którymi mamy obecnie do czynienia. Mówię o protestach rolniczych i ich oficjalnych lub mniej oficjalnych powodach. A także o konsekwencjach tychże. Krótko- i długotrwałych. 

Skłoniło mnie do komentarza obejrzenie sobie postu z Fb, jaki udostępniają sobie również osoby z mojej grupy znajomych na Fb. Przerażające zdjęcia spleśniałej kukurydzy, która jak prawdopodobnie twierdzą publikujący, wjeżdża do nas całymi tysiącami ton i truje nasze rodziny, zwierzęta i pogrąża kraj w morowym powietrzu. Zaskakujące dla mnie jest to, że udostępniają to osoby, którym generalnie nie odmówiłabym zdrowego rozsądku i umiejętności trzeźwej oceny sytuacji. Przypuszczam, że bezrefleksyjne powielanie bredni  publikowanych przez pewnego pana z Hajnówki, który jest dobrze znany polskiej administracji, wynika z głębokiej niewiedzy, którą pozwolę sobie choć trochę  ograniczyć pisząc niniejsze. 

Po wybuchu wojny na Ukrainie z powodu rosyjskiej agresji staliśmy się dla ukraińskiego rządu krajem, który mógł i siłą rzeczy musiał stanowić pewną alternatywę dla utraconych szlaków handlowych przez Morze Czarne. Ogromna liczba plonów zbieranych rokrocznie z fantastycznych ukraińskich czarnoziemów musiała zostać sprzedana, ponieważ pieniądze dla kraju prowadzącego wojnę to rzecz najważniejsza. Kraje UE graniczące z Ukrainą stały się nagle wrotami dla napływu ogromnej ilości zbóż i innych towarów, które finalnie miały trafiać do odbiorców na całym świecie. Ale należy pamiętać, że transport morski jest daleko bardziej opłacalny w przypadku towarów masowych niż transport kolejowy czy samochodowy. Dochodzi jeszcze różnica w rozstawie torów, a więc każdy transport kolejowy to konieczność przeładunków.  Każda operacja logistyczna, każdy dodatkowy kilometr transportu lądowego, zużyte paliwo etc powodują, że cena towaru rośnie, i to znacznie. 

Naturalną koleją rzeczy było więc to, że szukano rozwiązań polegających na krótkim łańcuchu dostaw. Wywieźć, sprzedać zaraz za granicą odbiorcom, którzy potem zajmą się dystrybucją w UE lub poza nią. Pusty środek transportu wracał na Ukrainę po kolejne ładunki.  Oczywiście w międzyczasie Komisja Europejska rozpoczęła inicjatywę Korytarzy Solidarnościowych, co było o tyle nietrafione, że infrastruktura i przepustowość naszych przejść granicznych nie była i nie jest przystosowana do tak ogromnej ilości towarów. Nikt tego nie przewidywał tak jak nie przewidywał, że za naszą wschodnią granicą wybuchnie wojna. 

W 2022 roku ilość materiału roślinnego wjeżdżającego z Ukrainy przez polską granicę w postaci zbóż konsumpcyjnych, paszowych zwiększyła się prawie pięciokrotnie. Czy ktoś to w ogóle jest w stanie sobie to wyobrazić?  Dla zobrazowania:

średnio w jednej ładowni statku masowca przypływa do nas do portu 20 tysięcy ton kukurydzy, soi czy innego towaru. To są 333 wagony po 60 ton. To z kolei stanowi 7 składów kolejowych o długości 48 wagonów, w sumie jakieś 7 kilometrów wagonów. 1 ładownia masowca, których to ładowni ma on kilka to siedmiokilometrowy pociąg.

Z TIRami jest jeszcze lepiej ponieważ taka ładownia statku to około 900 TIRów po 22 tony czyli 18 kilometrów ciężarówek jedna za drugą. 

W 2022r. przez polską granicę wjechało, jak się ocenia ok. 4,5 mln ton zbóż

No i co było dalej? Oczywiście towar z Ukrainy jako tańszy i bardzo dobrej jakości (o tym będzie nieco później) był i jest chętnie kupowany przez naszych przedsiębiorców, zakłady paszowe, hodowców drobiu czy świń, Ci ostatni szczególnie chętnie zaopatrują się w towar niepatriotycznie przywieziony zza wschodniej granicy, ponieważ dostali po dupie kosztami m.in. wody, prądu, więc koszty produkcji kilograma żywca też skoczyły. Nie wiem na ile komentujący posty pana z Hajnówki wiedzą, że koszty produkcji wpływają na ostateczną cenę produktu finalnego czyli mięsa, które mamy na półkach   I co więcej,  na konkurencyjne ceny eksportowe naszych towarów na rynkach światowych. O które to rynki trwa zażarta walka.  My nie mamy zbyt wiele do zaoferowania światu poza żywnością. 

Jednakowoż ogromna ilość wwiezionego zboża została dalej rozdystrybuowana, i na tym zarobiły nasze polskie podmioty dokonujące tych transakcji handlowych, organizujący logistykę etc. Za co teraz wiesza się je na różnego rodzaju listach wstydu.

To tyle tła merytorycznego całej sprawy.

Teraz kilka faktów:

  • materiał roślinny przeznaczony do produkcji pasz czy żywności z pewnymi konkretnymi wyjątkami nie podlega systematycznej kontroli urzędowej przez wyspecjalizowane inspekcje. Jest to towar niskiego ryzyka, nie stanowi zagrożenia a zatem częstotliwość kontroli jest ustalana na podstawie oceny ryzyka opartej na pewnych kryteriach. A kontrola może być przeprowadzona w dowolnym miejscu. To dotyczy towaru wyprodukowanego w UE jak i przywożonego spoza UE. Nikt nie żąda od Policji, żeby legitymowała każdego obywatela na ulicy tylko dlatego, że potencjalnie istnieje jakieś ryzyko, że nastąpi na tej ulicy włamanie. Natomiast co istotne, kontrola nad towarem przeznaczonym do dalszej produkcji w łańcuchu paszowym czy żywnościowym nie jest wyłącznie kwestą organów administracji. Zakład paszowy, ferma drobiu czy świń nie pozwoli sobie na wykorzystanie paszy niespełniającej wyśrubowanych norm. Wewnętrzne przepisy jakościowe bazują na opłacalności produkcji, co oznacza, że dobrej jakości pasza równa się zaplanowane przyrosty masy w jednostce czasu. Kurczaki wazy się co tydzień i sprawdza się przyrost masy. Jeśli rosną nie tak jak trzeba lub chorują to producent żąda odszkodowania od dostawcy paszy. To są poważne, wielomilionowe biznesy i nikt tu nie pozwoli sobie na skuchę. To samo z nioskami, lochami etc.
  • W ubiegłym roku inspekcja, w której pracuję i tak się składa, że nadzoruję to co się dzieje na granicy od dwudziestu przeszło lat, zbadała grubo ponad tysiąc prób pobranych z materiałów paszowych, w tym zbóż z Ukrainy. Były to próbki pobrane na granicy właśnie. Nigdy nikt w Europie nie prowadził badań pasz roślinnych na taką skalę. Kierunki badań to mikotoksyny, skażenie mikrobiologiczne, metale ciężkie, pestycydy fosforo-i chloroorganiczne, GMO. Ile było próbek z wynikami niezadawalającymi? Otóż 14. Słownie czternaście.  I nie wykryto tam nie wiadomo czego.   I więcej powiem: nasi inspektorzy zachwycali się jakością tych zbóż. Od czasu do czasu w badaniu organoleptycznym zdarzała się powierzchowna pleśń, głównie spowodowana tym, że wagony stały zbyt długo po załadunku w niekorzystnych warunkach atmosferycznych, czyli po prostu w deszczu i wilgoć przedostała się do środka. Wówczas towar nie był dopuszczany do obrotu. Owszem, ja też mam fotografie, które pokazują jakie w znakomitej większości to zboże jest. Zresztą nie tylko zboże ponieważ...
  • ... każda przesyłka produktów pochodzenia zwierzęcego podlega kontroli na granicy. i tu także widzimy jak wygląda to co przyjeżdża z ukraińskich zakładów. Jak na kraj częściowo ogarnięty wojną to naprawdę nie mają się czego wstydzić. Mięso drobiowe, miód, przetwory mleczne spełniają wszystkie standardy, a badania w urzędowych laboratoriach nie wskazują nieprawidłowości. Niezależne badania miodu wykonane w jednym z instytutów badawczych potwierdziły tylko jego dobrą jakość. Dla porównania: w 2023r. liczba powiadomień w unijnym systemie o niebezpiecznej żywności i paszach dla żywności pochodzenia zwierzęcego z Polski to 197 (głównie salmonella), dla żywności z Ukrainy w analogicznym okresie to 32. Przy czym żywność z Ukrainy jest kontrolowana znacznie częściej, ponieważ pochodzi spoza UE. 
  • Jak wspomniałam, towary z Ukrainy jada do nas od wielu lat, od 2022r. w znacznie większej ilości. I ta ilość to jest słowo-klucz. I cena. Jakość nie ma tu nic do rzeczy. Zdjęcia krążące po internetach są robione w niewiadomych okolicznościach, hitem stały się "sensacyjne" zdjęcia spleśniałej kukurydzy, która została przez nasze służby zatrzymana z powodu zawilgocenia i skierowana do zniszczenia, ale podmiot odpowiedzialny decyzji nie wykonał, zaskarżył ją do wojewódzkiego sądu administracyjnego, który z kolei nakazał wstrzymanie wykonania decyzji. Wagony stoją na bocznicy na jednej ze stacji granicznych od maja ubiegłego roku! I na fotkach towar wygląda naprawdę przerażająco. Zwłaszcza dla tych, którzy kompletnie nie znają tła całej sprawy. 
  • Zbliżają się wybory samorządowe. Czy nikogo nie zdziwiło, że gwałtowne protesty i blokady zostały zaininicjowane teraz? Kiedy Zielony Ład został przyjęty w swych założeniach już dwa lata temu? Kiedy zboże z Ukrainy akurat przestało wjeżdżać, bo od 15 września ubiegłego roku jest zakaz (tak, zakaz całkowity!) dopuszczania do obrotu na terenie Polski m.in. kukurydzy i pszenicy z Ukrainy?  Rolnicy przez te lata spokojnie brali sobie odszkodowania, dopłaty, rekompensaty z naszych podatków, hojnie rozdawanych przez poprzednią władzę A teraz rozliczają  rząd, który ukonstytuował się 2 miesiące temu.  Komuś zależy, aby kolejna bitwa o władzę została przez obecnie rządzące partie polityczne przegrana.  I ktoś te protesty podsyca między innymi przez publikowanie zmanipulowanych informacji lub po prostu kłamiąc.   A pożytecznych idiotów, którzy puszczą je dalej  nie brakuje. 
  • Blokowanie przejść granicznych kraju, który traktatowo jest zobowiązany do zapewnienia płynnego przepływu towarów powoduje jeszcze jedno: stajemy się niewiarygodni dla graczy handlu międzynarodowego. Przewozy towarowe zaczynają nas pomijać, wykształcają się alternatywne szlaki handlowe. Ogromny biznes jaki łączy się z handlem od wieków, zmienia swoje plany. Na Podlasiu kryzys migracyjny i zamknięte prawie wszystkie przejścia graniczne towarowe. Na granicy z Ukrainą agresywne blokady. Tymi przejściami nie tylko wjeżdżają towary, również takie jak stal, ruda żelaza ale wyjeżdżają towary eksportowane przez polskich przedsiębiorców. Byliśmy do niedawna potentatem w eksporcie piskląt jednodniowych do Ukrainy. teraz już na czele stawki jest inny kraj UE. Być może retorsje dotyczące naszych towarów będą szersze i bardziej bolesne. Gospodarczo nas to bardzo dotyka. Chcemy być światłymi Europejczykami, światowcami, a kilka głupich fotek na Fb zamieszczonych przez kogoś, kto chce zbić kapitał polityczny w zbójecki sposób robi z nas  tzw ciemny lud, który wszystko kupi. 
  • Protesty rolników to nie tylko Polska, zatem kwestia przyszłości rolnictwa europejskiego, zwłaszcza w obliczu planowanej neutralności klimatycznej do 2050 roku oraz  przyszłej akcesji Ukrainy do UE i jej potencjału rolniczego  to kwestia do rozstrzygnięcia gdzie indziej, nie na polskich drogach czy przejściach granicznych. Byłam na spotkaniu z tymi rolnikami i zapewniam, dla nich ideałem jest raczej Korea Północna z zamkniętymi granicami, niż cywilizowany kraj europejski. I jeszcze jedno: z produkcji rolniczej żyje obecnie około 8-9% mieszkańców wsi. To ubiegłoroczne dane GUS. śmieszne jest wierzyć, że reszta Polski konsumuje tylko to, co te kilka procent wyprodukuje, choć hasła na prześcieradłach na ciągnikach głoszą, że "bez nas jesteście głodni i nadzy"
Piszę to wszystko nie tylko z potrzeby własnej, ale  także w imieniu moich kolegów, którzy 24/7 pracują na przejściach granicznych, prowadzą kontrole, pobierają próby z wagonów (w specjalnym osprzęcie, kasku i przy wyłączeniu trakcji elektrycznej) w deszcz, zimno i upał, muszą użerać się z kierowcami, spedycjami, obsługują kilka systemów informatycznych, muszą śledzić wciąż zmieniające się prawo. Wracają po 12 godzinnym dyżurze do domu 50-60km zmęczeni po drogach siedemnastej kategorii odśnieżania. I ciągle słyszą, że nic nie robią, że wpuszczają syf, Ja usłyszałam ostatnio od pana rolnika  że jestem tłustym kotem pana ministra i leniwa mendą, której ktoś daje wytyczne żeby nie kontrolować. Także nic nie jest nam oszczędzone. 

Mówcie co chcecie, piszcie co chcecie, ale to ja jestem na pierwszej linii tego frontu, a nie wy. 


14 komentarzy:

  1. Zuzanno dziękuję za ten wpis, może ktoś to przeczyta i pomyśli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, znajomość faktów, to klucz do zrozumienia problemu, nie każdy chce je poznać, bo ... tak dużo tekstu. Fotkę i slogany łatwiej podawać dalej. Tak to działa (chyba, nie ma konta) na Fb?. Pozdrawiam. Elsi.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mam 40 ton pszenicy w stodole, mogę ja sprzedać po 600 zł za tonę.To poniżej kosztów produkcji. za pieniądze ze sprzedaży nie zasieje wiosną, bo nawozy nie staniały, a trzeba zapłacic podatek gruntowy .,kupić olej napędowy..A Pani ma co miesiąc pensję na , która składają się wszyscy Polacy, to może Pani spać spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podatek gruntowy to niewielkie koszty, a dopłaty do hektara z Unii Europejskiej to już jest poważna kwota. Tak się składa, że Pani Zuzanna, jak i inni otrzymujący pensje co miesiąc, wykonują swoją pracę uczciwie po to, żeby inni mogli spać spokojnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. I wpis w stylu "na Pani pensję składają się wszyscy", jest nie na miejscu. Na każdą pensję ktoś się składa. Na dopłaty dla rolników, z całym szacunkiem, również.

      Usuń
  5. Zuzia, dzięki za to info, zawsze przydadzą się argumenty w dyskusjach.
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  6. Też sie zastanawiałem widząc te fotki na FB. Przecież te czarnoziemy ukraińskie to najlepsza ziemia do upraw. Wmawia się nam, że używają do upraw jakiś pestycydów i innych świństw. Pokazuję zatrute ptaki w Zamościu. To działa na psychikę i ciemny lud to kupuje. Z drugiej strony gdzie byli Ci rolnicy za poprzedniej władzy. Nie wiem czy wiecie o tym, że Niemcy w czasie wojny wywozili wagonami ziemię z Ukrainy na swoje pola. Do dzisiaj na Dolnym Śląsku są takie miejsca. Rolnicy, którzy mają te ziemie nie używają żadnych pestycydów, a plony mają bardzo wysokie. Wiem bo mam takiego znajomego rolnika i kupuję od niego pyszne, zdrowe warzywa.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Rolnicy nie używają żadnych pestycydów, a plony mają bardzo wysokie", niezła bzdura.
    We własnym ogródku, dla siebie, całkiem możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu, ręce i nogi opadają. Dzięki, Zuziu. /Mamofyen/

    OdpowiedzUsuń
  9. Chciałam wrzucić komentarz, ustosunkować się do tego, co napisałaś Ty i inni, oraz dorzucić parę informacji. Ale tekst wyszedł mi za długi. :D Jednak nie rezygnuję, podzielę go na części.

    Dobrze, że zabrałaś głos w tej sprawie.
    Jak zawsze: przydają się bezpośrednie informacje od osoby, która jest jak najbliżej tego wszystkiego. Teraz już wiem, w jaki sposób nakręcono film, na którym widać wagony ze spleśniałą kukurydzą i rzepakiem.
    Bo nie chodzi o "ciemny lud", który coś kupuje, tylko o dostęp do konkretnych informacji z inspekcji granicznych i ich rezultatów, które pomagają zweryfikować fakty. Niestety tego w sieci brakowało.
    Inną sprawą jest, że reguły rządzące rolnictwem są postawione na głowie.
    A dane GUS-u o tych kilku procentach mogą wynikać z tego, że niemal każdy mniejszy rolnik musi szukać dochodu również gdzie indziej, bo z samego rolnictwa się nie utrzyma.

    Tak dla innych na marginesie napiszę, bo widzę, że są komentarze o dotacjach: swego czasu orientowałam się w wysokości kilku różnych dotacji dla rolników i te kwoty są śmiesznie niskie w stosunku do nakładów pracy i kosztów, które trzeba samemu włożyć w produkcję rolną. Plus koszty kredytów za sprzęt rolniczy czy ziemię. Także trzeba widzieć obydwa końce tego sznureczka, żeby móc oceniać. Kolejną sprawą jest to, że gdyby krajowe i unijne prawodawstwo wspierało inaczej zorganizowane rolnictwo, to nie byłyby potrzebne dotacje.
    Osobiście wolałabym też, żeby ta sytuacja wyglądała inaczej: większy procent dochodowego rolnictwa krajowego, mniej zależności żywnościowej od importu. Ale to wszystko zależy od regulacji prawnych i świadomości w społeczeństwie.
    W kontekście Fit for 55 i innych pseudo-eko dyrektyw unijnych, moim zdaniem najbardziej eko jest skrócenie łańcuchów dostaw i zwiększenie roli producentów lokalnych. Oraz rozwój rolnictwa regeneratywnego, które już u nas istnieje. Ale to są niestety tylko promile ogólnej produkcji. I nie ma się co dziwić. Rynek im póki co nie sprzyja.
    Daria

    OdpowiedzUsuń
  10. Ktoś pisał o pestycydach, "innych świństwach" i żyznej ukraińskiej ziemi: to są dwie różne sprawy. Pestycydy, herbicydy to nie nawozy. I możecie mieć 100% pewność, że w ukraińskim (tak samo jak i w polskim) rolnictwie przemysłowym, w tym produkującym na eksport, zarówno pestycydy jak i herbicydy są stosowane.

    Przy okazji całej toczącej się w internecie dyskusji, chcę dodać kilka ważnych informacji i postawić kilka pytań (retorycznych). Czyli parę słów o polityce, wpływach i pieniądzach.
    Do kogo tak naprawdę należy ta żyzna ukraińska ziemia, z której eksportowane są płody rolne? Kto rzeczywiście czerpie zyski? I w jaki sposób finansuje wojnę? Po to, żeby ją zakończyć, czy po to, żeby nadal trwała?
    Czy protesty naszych rolników są związane z naszymi krajowymi wyborami, skoro takie same protesty mają miejsce w całej Unii, niezależnie od tego, która partia rządzi u nas?

    Jako ciekawostkę podrzucam dane wyciągnięte przez jednego z prawników z raportów finansowych spółek, które pokazują dziesięciu największych posiadaczy ziemskich na Ukrainie wraz z miejscami rejestracji, czyli agroholdingi, bo to właśnie one eksportują:

    1. „Kernel (rejestracja Luksemburg ok. 360 tys. ha w rękach oligarchy A. Verevski 90% inni posiadacze m.in. banki i fundusze z USA i Europy).
    2. UkrlandFarming (Cypr) pow. trudna do ustalenia. Spółka publikuje tylko dane fragmentaryczne. Należy do oligarchy O. Bakhmatyuk, który ukrywa się przed ukraińskim wymiarem sprawiedliwości. W wywiedzie z 2022 r. przyznał, że dysponuje ok. 460 tys. ha, ale nie jest w stanie podać wyników finansowych spółki ponieważ... serwery zostały zniszczone. Dalej Bakhmatyuk przyznał, że kontrolował 670 tys. ha.
    3. MHP (Cypr) 340 tys. Należy do oligarchy Y. Kosiuk. W spółce udziały mają również zagraniczne instytucje finansowe.
    4. TNA Corporate (USA) Spółka wg doniesień medialnych miała przejąć ok 200 tys ha. ziemi od O. Bakhmatyuka ( właściciela Ukrlandfarming).
    5. NCH Capital (USA) - Amerykański fundusz inwestycyjny. Zajmujący się głównie skupem ziemi. Posiada ok. 200 tys. ha.
    6. PIF (Arabia Saudyjska) Fundusz inwestycyjny kontrolowany przez rodzinę królewską Arabii Saudyjskiej. Kontrolują przez spółkę zależną SALIK ok. 200 tys. ha. ziemi.
    7. Industrial Milk Company (Luksemburg) ok. 120 tys. ha. Głównym udziałowcem jest O. Petrov.
    8. Agroton (Cypr) 94 tys. ha należący do oligarchy I. Zhuravlov.
    9. Astarta (Holandia) ok. 90 tys. ha należąca w 40% do oligarchy Ivanchuk oraz w 30% do kanadyjskiej spółki Firefax Financial.
    10. Nibulon (Ukraina) ok. 80 tys ha. Należący do A. Vadaturskyi (jego ojciec zginął w rosyjskim ataku rakietowym w 2022 r.)”.

    OdpowiedzUsuń
  11. I część ostatnia:
    Do tego według oficjalnych informacji z ukraińskiego ministerstwa rolnictwa, te zagraniczne agroholdingi posiadają ok. 32 proc. wszystkich gruntów rolnych Ukrainy. Ale według nieoficjalnych danych to aż 47 proc. gruntów rolnych, ponieważ istnieje tam dużo nieścisłości dotyczących obrotu ziemią, bo np. olbrzymia część gruntów jest dzierżawiona bezumownie.

    A ja się zastanawiam, od którego roku te holdingi zaczęły przejmować ziemię na Ukrainie? Niestety nie mam możliwości sama tego sprawdzić. Ale tak sobie myślę o roku 2014 i 2022. I o tym, co pomiędzy. Wojna przecież zaczęła się w 2014. I gdyby komuś na tym rzeczywiście zależało, to można by ten kocioł z gównem posprzątać o wiele wcześniej. Ale wtedy zarówno NATO, Unia jak i Stany oficjalnie olały sprawę... Dopiero od 2022 zaczyna się globalna "solidarność z Ukrainą". Dlaczego dopiero w 2022?

    Wczoraj w RMF był wywiad z unijnym komisarzem ds. rolnictwa. Przedstawiono takie informacje:
    - Drogą lądową przez terytorium Polski idzie tylko 10% eksportu z Ukrainy, reszta Dunajem i drogą morską do Unii.
    - Ale większość płodów rolnych sprowadzana do Unii nie pochodzi z Ukrainy, a z Rosji i Białorusi. Ciekawe, prawda? Lądują one zarówno w Polsce jak i pozostałych krajach Unii.
    - Import produktów rolnych z Rosji i Białorusina na tereny Unii (bez żadnych ograniczeń) wynosi obecnie 2 000 000 000 euro. Unia nie ma zamiaru wprowadzić na to żadnego embargo, bo sama eksportuje do Rosji towary o wartości 7 000 000 000 euro.
    Pytanie: kto zarabia na tej wojnie? I w czyim interesie jest zniszczenie rolnictwa europejskiego?
    Daria

    OdpowiedzUsuń
  12. Marzec się kończy! Poprosimy o parę słów poza mikrofonem...
    (grupa wytęsknionych fanów)

    OdpowiedzUsuń