niedziela, 30 stycznia 2022

Remont czyli apokalipsa domowa cz.I

 Kochani, na jakiś czas przenosimy się do wnętrza (gdzie tyle różnych spraw nawarstwia się i spiętrza), albowiem ... uwaga, uwaga... rozpoczął się remont naszej kuchni. Jak do tego doszło? 

Otóż zrezygnowana nieobecnością majstra, własną bezsilnością w temacie remontu i kompletnym brakiem alternatywy, popełniłam rzecz desperacką, a mianowicie weszłam sobie na portal olx i poprzez wyszukiwanie po parametrach znalazłam kilka ofert panów majstrów okolicznych. Na chybił trafił wybrałam kilka numerów telefonów, napisałam kilka maili z zapytaniem o wykonanie takiej to a takiej roboty. 

Dostałam nawet jedną odpowiedź, więc nadzieja nieśmiała wstąpiła w moje serce. Pan pisał bowiem, że chętnie podejmie się pracy, nawet od zaraz.  W. zatem dostał przykazanie odezwania się do pana telefonicznie i ustalenia szczegółów. Szczegóły polegały na umówieniu się na miejscu po wstępnym dogadaniu się co do zakresu prac. W. zatem niewiele czasu po naszym powrocie znów wyruszył na wieś.  Z obawą i nadzieją czekałam na wieści, które były dość optymistyczne, ponieważ pan przybył na miejsce, obejrzał całokształt i stwierdził, że od poniedziałku (a była niedziela) wejdzie z robotą. 

Entuzjazm mój eksplodował, W. dodatkowo twierdził, że pan przepytany na okoliczność posiadanej wiedzy o remontach starych wiejskich chałup wydał się być kompetentny, wiedział jakie etapy prac należy wykonać, więc tym bardziej entuzjazm rósł. Z uwagi na termin rozpoczęcia prac W. zajął się wynoszeniem wszystkiego, co się dało w pojedynkę unieść, do Mrówczanego i na werandę. Poinformował też sąsiadów o planowanym remoncie, żeby nie niepokoili się obecnością obcych.

W.  pozostał  zatem na wsi, ja w poniedziałek udałam się do zakładu pracy oczekując na dalsze nowiny. Około 8.00 W. zadzwonił wkurwiony, że remontu nie będzie. Para wyszła mi uszami i z zaciśniętymi zębami zapytałam, co się wydarzyło. Ano pan nie przybył w umówiony dzień, wysłał jedynie SMSa, że dostał pracę w Niemczech, którą zamierza podjąć, więc  adios, good bye i praszczaj. Noż !@#$%^&*

W. co prawda spotkał w sklepie w Wisznicach Janka i poprosił o rozejrzenie się za innym wykonawcą, ale w to raczej nie wierzyłam. Na chwilę zapomniałam o pracy dla ojczyzny, odpaliłam olx i zaczęłam szukać. Zapisałam dwa numery telefonów i wysłałam do W., bo co szkodzi spróbować. W. po jakimś czasie oddzwonił, że umówił się z obydwoma delikwentami na rozmowę na miejscu i poinformuje mnie o wynikach, a potem zabiera się i wraca. 

Pierwszy z panów wydawał się być nawet zainteresowany, ale aktualnie jeszcze coś tam mu się klarowało z inną robótką, więc obiecał, że zadzwoni z ostateczną decyzją. Drugi pan za to nie stawiał warunków, przystał na wycenę zrobioną przez poprzednika i stwierdził, że zaczną we wtorek.   W. stwierdził, że we wtorek się nie zaczyna roboty, więc ustalili, że zaczną w sobotę. W. przenocował dokonując jeszcze jakichś prac przygotowawczych i we wtorek przed południem powrócił do Warszawy z tekstyliami użytkowymi czyli roletami rzymskimi, makatkami, kilimem z lelonkami do prania. 

We środę a potem w piątek majster zadzwonił, że jeszcze coś tam kończą gdzie indziej, więc zaczną w poniedziałek.  Przyjęłam wiadomości już z mniejszym rozczarowaniem, a W. po upewnieniu się, że w poniedziałek na amen i mur beton majster będzie, wyruszył znów na wieś w niedzielne przedpołudnie.  Dojechał podobno w tempie ekstra rekordowym, napalił w piecach i z ufnością czekał na rozwój sytuacji.

Sytuacja rozwinęła się w poniedziałek rano, kiedy to majster w towarzystwie pomagiera przybył i rozpoczęto prace.   Póki co do zrobienia była totalna demolka, czyli  zerwanie płyt gipsowych ze ścian kuchni i sieni nr 2 (tej między kuchnia a werandą), zerwanie podłogi w kuchni i sieni. Przedtem trzeba było jednak dokończyć wynoszenie mebli, zdemontować zlew i cieknącą baterię z wyciąganą wylewką, odczepić wszystkie przewody elektryczne od ścian i pewnie jeszcze masę innych rzeczy. 

W. zadzwonił do mnie w trakcie wywózki płyt kartonowych i zrelacjonował pierwszy etap, kiedy odsłoniły się ściany, pomalowane czymś paskudnym i łuszczącym się oraz  sufit ze śladami dawnego komina. Płyty g-k W. wywoził na kompostownik, co skomentowałam dosadnie, ale W. twierdził uparcie, że gips się szybko pod wpływem deszczu rozpadnie i zasili w wapno masę kompostową. Nie miałam siły się kłócić, i tak byłam szczęśliwa, że się udało (na razie), że on tam jest i wszystkiego dopilnowuje sam również nie próżnując. 

Usunięcie płyt z sufitu w sieni ujawniło gigantyczną spiżarnię chyba wiewiórek, ponieważ na łeb wszystkim spadło chyba wiadro starych orzechów. Usunięcie dziwnego zabudowania z płyty pilśniowej za piecem ujawniło z kolei kilka belek zaatakowanych przez jakiś grzyb, który W. póki co uznał za grzyba domowego czyli stroczka i przymierzył się z piłą do wycięcia chirurgicznego tych kawałków. Ale okazało się, że to nie ten paskudny gatunek, który bardzo szybko rozkłada drewno żywiąc się celulozą. Pod warstewką zaschniętej i już pewnie od lat nieaktywnej grzybni było zdrowe drewno.  

Przy okazji zaczęliśmy prowadzić ustalenia dotyczące pozostałych pomieszczeń, to jest salono-jadalni i sypialni. Tam podłogi miały być cyklinowane, ale W. twierdził, że cyklinowanie farby olejnej jest trudne i cykliniarze niekoniecznie chcą to robić.  Nie bardzo chciało mi się w to wierzyć, ale W. jako alternatywę zaproponował piaskowanie, ponieważ i tak ściany, sufity, a także drzwi drewniane w remontowanej części domu muszą być wypiaskowane, bo szlifując to ręcznie skończymy gdzieś pod koniec wieku. Z głęboką pylicą płuc i niedowładem kończyn. Oraz z pomieszaniem zmysłów.

Nie miałam pojęcia jak wygląda takie piaskowanie, obawiałam się, że potem cały dom będzie wyglądał jak gigantyczna brudna piaskownica, a my do końca życia w każdym kęsie jedzenia będziemy mieli ziarenka piasku zgrzytające  w zębach. Obawiałam się także o okna, które na pewno piaskowane być nie mogły. W. był jednak zupełnie przekonany co do pomysłu.

W. zajął się następnie uczestnictwem w pracach trwających, po zerwaniu części podłogi w kuchni znów zadzwonił i poinformował mnie po pierwsze primo, że pod podłogą poza dwoma zmumifikowanymi kunami niczego ciekawego nie było, a tym bardziej poszukiwanego przez nas usilnie garnka ze złotem, po drugie primo, że piec kiedyś stał bardziej po środku, bo natrafiono na stare fundamenty piecowe.

Ponadto W. umówił się z panem od piaskowania, który po obejrzeniu terenu miał wejść z przytupem zaraz po usunięciu podłóg przekładając jakąś inna robotę, żeby dopasować się do harmonogramu prac naszych majstrów.  W. został jeszcze na kolejny dzień, aby zakończyć kwestie demolki i upewnić się że wszystko w porządku. Demolka została podobno przeprowadzona sprawnie, ale ja gratulowałam sobie że mnie tam nie ma, bo jak się wyraził W. "w kaftanie by cię stamtąd odwieźli". Faktycznie, pewnie bym się wszystkim przejmowała i denerwowała, głównie samym faktem straszliwego rozgardiaszu. Trochę żałowałam, że W. nie wziął aparatu, bo byłam okropnie ciekawa tego, co znałam tylko z opowieści W.

Pan od piaskowania pojawił się zgodnie z umową już po wyjeździe W., klucze od domu znalazł w umówionym miejscu i rozpoczął prace. Trwało to cały dzień, ale na koniec wraz z rachunkiem  na trzy i pół tysiaka otrzymaliśmy kilka fotek potwierdzających wykonanie prac.

Część sufitowa w kuchni ze starym miejscem na komin


Drzwi do sypialni od strony sypialni



Drzwi do Mrówczanego z sieni nr 2. Ten czarny otwór po lewej to miejsce po drzwiach z kuchni do tejże sieni. Został ten fragment ściany na górze i z boku. Oczywiście do stolarskiej obróbki na późniejszym etapie prac.


Wejście do kuchni z sieni nr 1 . Nie wiem czemu drzwi nie zostały wypiaskowane, chyba jakieś niedogadanie zaszło. 



Sień nr 2. Białymi drzwiami wychodzimy na werandę, a te obok, otwarte to nieużywane drzwi z sypialni do sieni. Ten dom jest tak skonstruowany, że w zasadzie można się ganiać dookoła. No, z wyjątkiem Mrówczanego, skąd nie ma przejścia do łazienki.



Piasek w części kuchennej został jako część wypełnienia podpodłogowego. Z części mieszkalnej pan piasek wyodkurzał i powymiatał, ale uprzedził że ponieważ bale były wcześniej malowane wapnem, to pyliło się konkretnie i przed malowaniem ścian trzeba je jeszcze raz odkurzyć. 

W. zadzwonił, podziękował i umówił się jeszcze na piaskowanie drzwi kuchennych oraz być może kredensu i komody kuchennej, tej z marmurowym blatem, o ile nie są fornirowane. 

Szczęście nasze nie miało granic..., a c.d. ku niezmiernej radości naszej i mam nadzieję kochanych Czytelników także, wkrótce n.

 

 


12 komentarzy:

  1. Ale pięknie wyszło po piaskowaniu, ściany, drzwi podłogi jak nowe. Extra! /AlaSz/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu, no nie jest źle, przynajmniej na zdjęciach :) Obawiam się tylko efektu skansenu w tym wszechotaczającym drewnie, ale mam nadzieję, że po wykończeniu nie będzie to takie dominujące.

      Usuń
  2. Cudownie! A jak fajnie mi się to ogląda, wszystko wiem: gdzie które drzwi, gdzie które pomieszczenia. Opis plus fotki plus wspomnienia z autopsji - wszystko razem działa!
    /MaGorzatka/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co nie zwalnia Cię z obowiązku obejrzenia tego na żywo przy najbliższej okazji!

      Usuń
  3. Fantastyczne drewno, szkoda by było je zakrywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewciu, no pewnie że nie zasłonimy. Tylko jedna ściana będzie zabudowana, z przyczyn praktyczno-estetycznych.

      Usuń
  4. Ale wieści! No to komfort życia wyraźnie wzrośnie :-). Przyzwoita podłoga to podstawa każdej chałupy. No i myszkom będzie trudniej penetrować zakątki :-). Zacieram ręce na dalszy ciąg :-)).
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorotko, no właśnie. Dach i podłoga to sprawy nadrzędne. Myszy z pewnością jakiś protest uskutecznią. Teraz to i ja czekam na ciąg dalszy :-D

      Usuń
  5. Łaaał! Ale pięknie wyszło! Opłaciło się to piaskowanie. Gratuluję rozpoczęcia remontu, bardzo się cieszę.

    Nie mogłam odpisać o zrębkach pod poprzednim postem: w tartaku owszem, mają, ale chcą 1000 zł za wywrotkę. Wprawdzie już z kosztem transportu, ale i tak cena zwala z nóg. :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie wyszło 😁 Te Wasze podłogi to jakieś równiejsze od naszych.... Na ściany impregnat czy farba?

    OdpowiedzUsuń