sobota, 8 stycznia 2022

Zaklęsłość łomaska w listopadzie cz. IV

 Niedziela rozpoczęła się podobnie jak dni poprzednie: psy na dwór, potem karmienie żywizny, kawa i śniadanie. Pogoda jakby się pogorszyła, było ciemniej i w dodatku wiało. Ale robota sama się nie zrobi. Na razie wyszłam na rekonesans, a psy ze mną. 



Ścieżka ceglana zwalona była stosem wykopanych astrów. Miejsce po astrach wyglądało tak 



Na Angielskiej czekały już rozlokowane wory ze zrębkami. 



W. jeszcze śniadał, więc pokręciłam się po terenie obmyślając co jeszcze jest do zrobienia przed wyjazdem. Czekały jeszcze cebule do posadzenia, ale to już zwalam na W. bo robić tego nie znoszę. Trzeba podlać wszystko co posadzone, więc to też robota dla W. bo rozciąganie kilometrów węży to nie dla mnie. 

Kwasolubna



nasza piękna drewutnia, która już prawie opustoszała i zbliża się czas jej rozbiórki 



A tu wychodzimy zza Małpiarni na ścieżkę do ganku


To już było, ale ładne jest 


Portreciki




Aster tatarski już chyba nie zakwitnie


Autorska 

No dobra, to ja tymczasem wzięłam się za pielenie powojników, w tym tego szczątkowego Presidenta, mając nadzieję, że jak się nim zajmę, to cos z niego jeszcze będzie . Pierwsze trzy lata rósł całkiem ładnie i nawet kwitł. Potem zielsko go zarosło, susze dobiły i został tylko ogryzek pędu. 

W. wyszedł na ganek czujnie patrząc co robię. Wziął skrzynkę z cebulami i zaczął sadzenie tam, gdzie ewentualnie jeszcze nic nie rosło. Poza hostami, na które się natknął robiąc dołki. 



Bożenka zawołała nas spod płotu i mówi, że coś nam musi powiedzieć. Podeszliśmy zaciekawieni, a ona mówi, że wczoraj jeden z mieszkańców drugiej części wsi poszedł do lasu wycinać drzewa na opał i drzewo czy gałąź spadła na niego. No i reanimowali go długo, ale chyba bezskutecznie. Czterdziestolatek, ojciec dzieciom, kredyt i tak dalej. Bożenka była wyraźnie wstrząśnięta. W. oczywiście palnął mowę, że nie wolno samemu do pracy w lesie chodzić. Musi być ktoś kto w razie czego zadzwoni po pomoc, sam udzieli pierwszej pomocy. Nadszedł Michał i Bożenka od razu do niego: "słuchaj, co pan Wojtek mówi! Ja zawsze z Tobą chodzę do lasu po drzewo, chociaż opędzasz się ode mnie jak od muchy. Musi być ktoś drugi, a ja choć postoję i popatrzę.  W razie jakby nawet jakieś zwierzę z lasu wyszło".

Michał machnął ręką, ale widać było że jednak widzi sens w tym, co matka mówi. W. przytoczył opowieść ze swojej pracy jako leśniczy w dawnych czasach, kiedy to stanął przy stosie drewna w lesie, rozmawiając z robotnikami. Po bardzo mroźnej nocy wyszło słonce i nagle W. czuje jakby go ktoś w tyłek klepnął. Chwile potem przewróciło go, on sam sturlał się do zagłębienia w terenie, a cały stos pni przetoczył mu się prawie po grzbiecie. Gdyby nie to zagłębienie, byłoby po nim. Stos rozmarzł pod wpływem słońca i pnie się obluzowały. Robotnicy patrzyli jak wryci i mówią: "Już myślelim, że  placek z pana leśniczego bendzie".

Ja mu uprzejmie przypomniałam, że placek to może nie, ale drzewko mu paluszek zgniotło całkiem niedawno i kawałek pana inżyniera trza było ciachnąć.   W. coś tam pomruczał wstydliwie, a Bożenka się zaśmiała z szydery. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, potem nastąpiła tradycyjna wymiana barterowa tzn. W. wstawił Bożence za płot skrzynkę cebul kwiatów wiosennych, a ona pognała do warzywnika i dala nam dwa wielkie pory i kilka rzep.

Przestąpiliśmy do pracy zasadniczej czyli do zrębkowania Angielskiej. W. wysypywał zawartość worów, a ja rozprowadzałam ściółkę dość grubą warstwą pomiędzy roślinami kontynuując pracę zaczętą poprzednim razem. Starczyło na niewielki w sumie fragment, ale cykl zamierzaliśmy powtarzać za każdym kolejnym przyjazdem. Zrebki były mokre i ciężkie, wiec szybko osiadły, widać było, gdzie trzeba uzupełnić.



Ostatni chyba kwiat Pat Austin, która jest cudowną angielką znoszącą trudy życia na prowincji z godnością. 


Potem W. jeszcze dokonał poprawek na terenie prac brukarskich rozpoczętych dwa dni wcześniej. Ja zebrałam część doniczek poniewierających się jak zwykle dosłownie wszędzie. W jednej z nich taka niespodzianka...



Upchnęłam część wykopanych astrów do worków po zrębkach, te miały pojechać z nami. 

Część astrów W. wywiózł gdzieś na trudne placówki i posadził. Ja sfocilam ku pamięci kilka etykiet nowych jaśminowców rosnących na przedłużeniu Alei Bzów bliżej bramy zadniej. Fotki wykonane już po podlaniu, co widać naocznie.





I taka morelka


Zjadłam jeszcze trochę owoców oliwników. naprawdę bardzo smaczne. Kątem oka zobaczyłam, że przybyły jakieś trawy w okolicy zagajnika śliwek robaczywek. No w zasadzie tam póki co mieszanka astrowo-trawowa jest jedynym rozwiązaniem.

W. rozciągał węże, bo nareszcie zabrał się za podlewanie. Oto zaklinacz węży 



I droga do bramy wjazdowej w jedną stronę patrząc i do stodoły, patrząc w drugą stronę.

  



 Ja udałam się do domu, bo czas był już na pakowanie. Zjedliśmy jeszcze po misce kapuśniaku, popakowałam rzeczy, pozamykałam co było do zamknięcia itp. W sypialni natknęłam się na rozmontowaną lampkę stojąca po stronie W. W. coś tam wspominał, że kabelek się przetarł czy urwał i miał ten cały nabój zabrać do domu do naprawy. Moja lampka też się zbuntowała, próbowałam coś tam podkręcać przy oprawie, ale jak mnie trzepnęło po ręce to odłożyłam to wszystko w cholerę i postanowiłam kupić nowe lampki.  

Gdy już wszystko było popakowane, pozmywane, koty połapane i chwilowo uwięzione w Mrówczanym, poszliśmy się wyszorować i ubrać, ja cyknęłam jeszcze stan licznika  elektrycznego i po zainstalowaniu zwierząt i bagażu ruszyliśmy w stronę Warszawy.  W. pojechał starą trasą tzn. na Białą, zatrzymaliśmy się więc na popas w tym co zwykle zajeździe. Psy zostały odsikane,  do domu dotarliśmy bez problemów, a zatem do następnego razu! 











5 komentarzy:

  1. Jako żem już niemłoda, to otwieram niniejszym komentarze w nowym okonie i latam w te i we wte, żeby nie zapomnieć do czego się chciałam odnieść :)
    -Zachwyciła mnie droga z małpiarni do ganku, taka tajemnicza, w tych trawach falujących! Cudownie one wyglądają o tej porze roku nawet u nas, choć ich nie mamy tyle co Wy i nie takie wielkie. Ale jednak co roku są coraz większe i o tej porze żadna konkurencja ich nie pobije! Czy wiążecie trawy na zimę? Bo ja nie wiążę (ale mam poczucie winy) :)
    -Wymiana barterowa jest ważnym elementem życia na wsi (ja wczoraj wymieniłam barterowo koguta na jajka i obietnice dalszego się odwdzięczania)
    -Czy jajko cudownie znalezione było jadalne, czy stare bardzo? Sprawdzaliście? Pewnie somsiadowa kura przyszła z tym darem :)
    -A jak smakują owoce oliwnika?
    /MaGorzatka/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, żeby niemłodość tak u wszystkich wyglądała!
      Ten fragment ścieżki fajnie wygląda w zasadzie o każdej porze roku, ale trawy dają faktycznie efekt tajemniczości. Rozrosną się i u Was, nawet nie zauważysz kiedy. Wiązać trawy? No, przy tej ilości posiadanych egzemplarzy to chyba byśmy przez jeden pobyt nic innego nie robili :) W mieście dwie wiążę, bo w sumie mamy ich ze cztery.
      Tak, tak! Wymiana barterowa musi być, bo to jest rytuał i to takie jakby wsiowe lajkowanie tylko analogowe :)
      Trochę się bałam sprawdzać, co jest w jaju. To już któreś z kolei znalezione w doniczce, jedno znalazłam w takiej wielkiej karpie po wykopanej mirabelce. Ani chybi kura somsiadowa, zresztą drób lubi nasz ogród, kiedyś sąsiadka zza SN przychodziła zabierać jaja ich perliczek, bo u nas się niosły.
      Owoce oliwnika są takie trochę jak porzeczka skrzyżowana z tymi kulkami w owocach granatu. I podobne w konsystencji.

      Usuń
  2. Muszę sobie posadzić oliwnika dla tych owocków. Tzn. już raz sadziłam, ale to było w tej partii drzewek i krzewów, które sadziliśmy lata temu, nie znając jeszcze realiów naszej ziemi. Większość nie przeżyła. Teraz może uda mi się posadzić z sukcesem.
    Podoba mi się to analogowe lajkowanie. Zarówno Twoje trafne określenie, jak i sama czynność-rytuał.
    Aster tatarski może i nie zakwitł, ale liście to mu się bardzo ładnie przebarwiły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, a ja myślałam, że oliwnik to taka żelazna roślina i żadne warunki mu niestraszne.
      Aster tatarski to kurczę raz zdołał zakwitnąć... dobrze że zdjęcia zrobiłam.
      Ano tak mi się ta sąsiedzka wymiana skojarzyła. Nie ważne co wymieniasz, może być jakiś drobiazg, ale jest to jakaś kolejna niteczka tej więzi, jak łączy Cię w pewien sposób z tymi ludźmi.

      Usuń
  3. Aaaa, analogowe lajkowanie - ekstra! Z tym oliwnikiem też ciekawie brzmi.
    /MaGorzatka/

    OdpowiedzUsuń