niedziela, 9 stycznia 2022

Z Nowym Rokiem cz. I

 Rzutem na taśmę, żeby znów zaległości nie narobić wbijam łopatę w grunt pod relację grudniowo styczniową.  Święta BN spędziliśmy częściowo w województwie świętokrzyskim u siostry W, a częściowo u nas w domu w mieście. Wigilia w Wąchocku, zanim zaczęło się jedzenie :)



I produkt z przepisu z Biedronki, jak objaśniła siora W. 



Ale w Sylwestra już mieliśmy ruszyć do chatki i spędzić tam kilka dni, które pozwolą nam się zresetować. W. właśnie zakończył sezon, ja miałam też dość chaosu w robocie, a zatem obydwoje potrzebowaliśmy zmienić klimat. Nawet gdyby pogoda miała być do bani, to i tak sam pobyt z dala od wszystkiego codziennego był ważny. Zresztą, co ja Wam będę tłumaczyć, wiecie o co chodzi.

Wyjechaliśmy około 13.00 31 grudnia załadowani tradycyjnie zrębkami. Rośliny trzy na krzyż: dwie róże zapomniane przez W. kiedyś tam a kupione tak trochę na pałę, bo W. na różach nie za zbytnio się zna. Były to William Baffin oraz Therese Bugnet. Oraz wierzba Melanostachys kupiona z kolei przeze mnie i też zapomniana poprzednim razem. Poza tym zestaw podarków noworocznych dla Bożenki et consortes.

Pogoda była dość paskudna, mżyło od czasu do czasu ale za to było nieprzyzwoicie ciepło tzn. jakieś 9-10 stopni.

Podróż miała być o tyle wyjątkowa, że zamierzaliśmy zainaugurować erę jazdy drogami szybkiego ruchu z ominięciem miasta, albowiem tuż przez końcem roku otwarto wreszcie słynny tunel pod Ursynowem czyli fragment Południowej Obwodnicy Warszawy. Tunel jest podobno najdłuższym w Polsce, dla nas jest on o tyle kluczowy, ze pozwala nam nie wjeżdżać do miasta żeby wydostać się na trasę na Lublin czy na Terespol. No i doczekaliśmy się :)




No i wyszło nam, że z poł godziny średnio będziemy oszczędzać. To jakby luksusowo.

Jechaliśmy sobie spokojnie, ale do czasu. Otóż telefon mi piknął informując o przyjściu SMSa, w którym koleżanka z biura informowała mnie, że jest Covid-pozytywna...  Ja tam może nie koniecznie się przejęłam, bo jestem po trzech dawkach szczepionki, ale uświadomiłam sobie, że ona siedzi biurko w biurko z dwoma koleżankami, które nie  są zaszczepione. No tak, nawet ci, co mają medyczne wykształcenie demonstrują brak elementarnego rozsądku. Poza kwestiami zdrowotnymi, najważniejszymi oczywiście, zostaje jeszcze sprawa ewentualnych zakłóceń w funkcjonowaniu urzędu. Wysłałam info do kierownictwa i do bezpośrednio zainteresowanych, potem nastąpiła wymiana telefonów z kadrami i dyrekcją generalną, a ja zaparłam się i powiedziałam, że na żadną ewentualną  kwarantannę nie wracam. Pośmialiśmy się trochę z W., że jak nas wirus dopadnie, to nas Bożenka będzie karmiła podając żarcie na kiju przez okno :D

 Na szczęście Inspekcja Sanitarna nie uznała mnie za osobę godną uwagi, więc wróciłam do cieszenia się wolnym czasem i swobodą przemieszczania się. 

Zrobiliśmy krótki popas na MOP Pilichów, wiało jak diabli, ale psy musiały już na siku. W. łyknął kawy z kubka termicznego, który dostał pod choinkę. 

W związku z tematem żarcia: byliśmy okropnie głodni, a nic ciekawego w koszyczku żywnościowym raczej nie mieliśmy. W. wobec tego zatrzymał się przy zajeździe góralsko-greckim przy rondzie w Wisznicach. Zamówił dla nas dwa obiady, które miał odebrać po odstawieniu nas już do domku. 

Wjechaliśmy na podwórko (ładnie wykoszone, podkreślam!), wypuściłam stwory i zajęłam się rozpalaniem pod kuchnią, a W. pojechał po posiłek. Piec w salono-jadalni był solidnie ciepły, somsiady napalili! Ale chyba o otwarciu szybra na początku zapomnieli go chacie czuć dymem i kafelki piecowe osmalone nad paleniskiem. 

Siedziałam w kurtce i czekałam na jedzenie, wiele nie mogłam zdziałać, bo woda zakręcona. Herbaty nie zrobię, nawet rąk nie umyję. Na zewnątrz śniegu ani śladu, ciepło i mokro. 

Wreszcie W. nadjechał z dwoma porcjami flaków i pierogów ruskich. Wszystko cieplutkie, nawet gorące. Głodni jak psy dingo rzuciliśmy się na jedzenie. Towarzystwo czworonożne zwiedzało teren rozprostowując nogi. 

Posileni zajęliśmy się rozpakowywaniem, uruchamianiem bieżącej wody i bojlera.

Założyłam kolorowe lampki choinkowe na okno i ścianę dla świątecznego nastroju :) Przystąpiłam do rutynowych czynności czyli wycierałam kurze, wietrzyłam pokoje z dymu, powlekałam świeżą pościel. Szampan chłodził się w sieni.

Psy napiły się wody, pochrupały karmę i poszły spać. My też już zaczęliśmy się kiwać i pokładać. RL nadawało sylwestrowe hity Boney M i tym podobne. Finalnie sylwestra marzeń nie mieliśmy, bo po prostu padliśmy,  a obudziłam się o 2.30  W. zawyrokował, że nie wstajemy, a szampana wypijemy do śniadania. W sumie, a kto nam zabroni? A zatem  zapowiada się, że c.d. szampańsko n.


18 komentarzy:

  1. Dawaj, dawaj! Czytam i czekam na te c. d., więc miło widzieć, że wreszcie one n. :)
    /MaGorzatka/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz chwila przerwy, bo muszę się ogarnąć przed jutrzejszym pójściem do fabryki. Pierwszym w tym roku. Oj...

      Usuń
  2. Ha, książki w bibliotece czekają na odebranie... dobrze, że miałam na blogu zaległości :) Połknęłam sielską gawędę z przyjemnością Zuziu :*
    Z odpalaniem kosiarki uważaj. Ja się kiedyś zaparłam, żeby odpalić mojego potwora i zerwałam ścięgna w barku :)

    I spokojnego, szczęśliwego 2022 roku dla WAS

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Efciu, bardzo się cieszę, że czytasz. I ja miałam na blogu zaległości, ale nadrabiam!
      No powiem Ci, że nie sądziłam, ze to takie trudne z tą kosiarką. Chyba mam za mało pary w łapie, więc na razie W. jest odpalaczem.
      Dobrego, spokojnego i bezproblemowego roku!

      Usuń
  3. Przeczytałam wszystkie części i już cieszę się, że c.d.n.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie ale na razie musze odreagować szok popracowy :)

      Usuń
  4. No to powiem, że nic nie przeczuwając (uziemiona nieoficjalnie po świetach ale bez objawów) przeczytałam wszystko! od! początku! a tu niespodzianka, nastąpił cd! Dzięki!
    A kosiarki spalinowej nie umiem odpalać, poza tym głośna i smierdzi. Już wole elektryczną z ciagnącym się kablem.
    Spokojnego, normalnego i zdrowego 2022!/AlaSz/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu, no to życzę odzyskania wolności! I dziękuję za obecność na blogu!
      Tak, śmierci, warczy i w ogóle. Ale ja bym musiała mieć ze 300 metrów kabla i kogoś kto by co za mną wlókł i odplątywał z krzaków. No i podejrzewam, że silnik spalinowy ma większa moc, a to ma znaczenie ma tej naszej dziczy.
      Zdrówka i spokoju na ten nowy rok!

      Usuń
  5. Zuziu, ja miewałam często na rękach pęcherze od narzędzi i mój tato twierdził, że zbyt więlką siłę wkładam w trzymanie narzędzi zamiast w ich użycie. To trudne do zrozumienia, ale coś w tym jest ... Teraz już nie mam takich problemów, ale to lata praktyki zrobiły swoje. Podobnie jest z zapalaniem kosiarki spalinowej, tu nie siły trzeba tylko sposobu, bo - faktycznie - można ścięgna pozrywać. Jednak kosiarka pomoże Ci zapanować nad zielskiem między rabatami, wiec będa bardziej widoczne, Cieszę się, że wreszcie nadrobiłaś zaległości na blogu, bo dzięki temu miałam bardzo miłą lekturę. Piękna była jesień w wiejskim, te astry i trawy robią dobrą robotę. I nic ich nie zagłusza. Mam i ja swoją turzycę w irysach syberyjskich na łące, ma korzenie niczym grube sznury. Ściółkowanie rabat czymkolwiek (u mnie przeważnie są to kartony przysypywane kilkukrotnie cienką warstwą trawy z koszenia) sprawia, że w miare łatwo wyciaga się te sznury pomiędzy roślinami, jednak jakieś kawałki zawsze zostają w zbitych korzeniach irysów, więc trudno liczyć na całkowite zwyciestwo w tej walce. Ciekawa jestem, czy Wasze zwierzęta dobrze znoszą wyprawy na wieś? My zabieramy ze sobą psa wyjeżdżając na święta czy odwiedzając rodzinę, to zwykle 2-3 dniowe wyprawy. Zauważyłam, że dla Inki są jednak stresujące, bardzo cieszy sie z powrotu i widać, że odsypia podróż. Pozdrawiam. Ela (Elsi)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój Tato Elu ma absolutną rację! Ja mam permanentny problem z niektórymi narzędziami, ale po prostu okazji do ich używania mam zbyt mało... Kosiarkę na razie będzie odpalał W., dopóki nie odkryję tego sposobu :) Koszenie trochę pomoże mi poskromić to całe zielsko.
      Trawy i astry są gigantyczne, im żadne chwasty nie straszne. No i dzięki nim nie ma takiego jesiennego wrażenia umierania.
      Psy się trochę stresują (Wańka bardziej, poza tym w upalne okresy ma problem z termoregulacją), Koty po minucie od załadowania do kontenera zasypiają, lub zapadają w coś w rodzaju letargu. Jak już są na miejscu to jest szczęście i radość. Lubią tę przestrzeń na wsi.

      Usuń
  6. O, Elsi dobrze gada, trzeba znać sposób i odpowiednio się PRZYŁOŻYĆ. Ja się nie przykładam, wystarczy mi patrzenia na to odpalanie kosiarki i już idę sobie od razu gdzie indziej :)
    R. zawsze powtarza, że to nie siłą a fizyką trzeba i coś w tym jest. On nie skacze na szpadel, żeby go wbić w ziemię, jako i W. nie skacze - sama wiesz, Zuziu. Ja jednak na fizyce zajmowałam się czym innym...
    Pozdrawiam
    /MaGorzatka/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, gdyby nasze facety tak używały narzędzi jak my, to by już dawno byliby inwalidami :) Fizyka... no wesz, u mnie w rodzinie tatko i brat byli w tym dobrzy. Ja uznałam, że już nie muszę :)

      Usuń
  7. Niecierpliwie czekam na c.d.! :)
    Fajnie, że już macie do dyspozycji nową szybszą trasę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch, ciągle nie mogę znaleźć spokojniejszej chwilki...

      Usuń
  8. Nowa trasa niezła, też korzystam, choć u mnie oszczędność czasu niewielka, bo tylko 10 min. też czekam z niecierpliwością na c.d. bo strasznie się wypościłam :-). Tak to jest, jak się czytelników zanadto rozpieści, to potem się domagają :-).
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorotko, dla nas to kolejny etap ku cywilizacji. W. nie cierpi prowadzić samochodu, więc im krótsza trasa tym lepiej. Kurczę, moze wieczorkiem coś skrobnę, bo już się chyba domowo obrobiłam.

      Usuń
  9. W Nowym Roku 2022 dużo zdrowia,radości na co dzień.
    Wygodny fotelik,okularki na nos i zanurzyłam się w alejki szumiące pięknymi trawami.Jak one wyrosły dając niezapomniany klimat a Twoje opisy pobytu w siedlisku miłości do natury, jeszcze bardziej utwierdzają jak bardzo kochacie ten kawałek ziemi.
    Nawet opis warczącej kosiarki jest taki swojski.
    Zuza nie wyobrażasz sobie jak czekałam na Twój wpis.
    Ciekawa jestem czy mój Jarek też jeździ tą trasą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misiu, i dla Was samych dobrych, spokojnych dni!
      Cieszę się, że Cię widzę u nas w domu i ogrodzie! No tak, gdyby nie ta miłość, pewnie już byśmy się poddali...
      Zawsze zapraszam i przepraszam za niesystematyczność.
      Trasa jest ekstra, więc pewnie korzysta.

      Usuń